Wyjechać z miasta | Australia Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Wyjechać z miasta | Australia

Droga jaką obrałem sobie, odbierając samochód z wypożyczalni, była już ustalona ? jadę, gdzie mnie oczy poniosą. Tak szczegółowy plan musiał się udać ? nie było nic do zepsucia. Piękna Great Ocean Road wiła się wzdłuż wybrzeża. Wiatr był przeraźliwy. Pewnie dlatego, przy praktycznie każdym możliwym zejściu z klifów na plażę, widziałem całe stada surferów i kitesurferów. To jedna z najpiękniejszych dróg jakimi jechałem. Można ją porównać tylko do osławionej jedynki łączącej Los Angeles z San Francisco w Kalifornii.

14_06

Nie da się rozwinąć nadmiernej prędkości, bo w każdej zatoczce trzeba się zatrzymać i podziwiać. Miasteczka, które wyglądają jak z poprzedniej epoki, drewniane parterowe domki z żeliwnymi dekoracjami przystrojone kwiatami. Tu życie zatrzymało się na chwilę, po to, aby w odległym o 200-300 kilometrów Melbourne pędzić ze zdwojoną szybkością?

14_01

To, co widzę przez uchyloną szybę samochodu nie przypomina mi obrazków z północy Australii. Jest zimniej i bardziej zielono. Jadąc w kierunku Great Otway National Park mijam stada owiec i krów w najróżniejszych kolorach. Pagórki i dołki są tak śliczne, że mógłbym tu zamieszkać. Jest urzekająco, pięknie i tylko silny wiatr chłodzi gorącą głowę. Sam park, do którego dojeżdżam po czterech godzinach jazdy z Melbourne jest soczyście zielony. Na drzewach przekomicznie wiszą miśki koala, które od razu zdobyły moją sympatię. W zupełnie niezrozumiałym celu pchały się niezdarnie na najcieńszą z możliwych gałązek, tylko po to, aby za chwilę sięgnąć po pojedynczy listek eukaliptusa i go zjeść. Są tak niezdarne, że nie wiem, czy trzymać aparat czy stać pod drzewem oczekując na upadek któregoś z nich. Ma się wrażenie, że za sekundę tłusta pupa miśka osunie się z drzewa i spadnie. Nie wiem, jak osiągnęły taką skuteczność w utrzymaniu się na gałęziach, ale trzeba przyznać, że natura wyposażyła je w jakiś ekstra zmysł. A wszystko to po zażyciu środków odurzających w postaci liści eukaliptusa. Niesamowite.

14_14

Pomiędzy drzewami biegają, patrząc prosto w oczy przechodniom, kangury, miśki dyndają na gałęziach, małe zajączki uciekają przed każdym szmerem, a wszystko to ubarwiają swoim śpiewem papugi. Raj na ziemi, który widziałem, był warty przejechania choćby i tysiąca kilometrów.

Skały The Twelve Apostles (12-stu Apostołów), które stoją majestatycznie w oceanie, są obowiązkowym punktem wycieczek na południu Australii. Byłem tak odurzony pięknem tego miejsca, że podobało mi się wszystko ? od kamyków, ostre krzaki, a skończywszy na samotnie rosnącym drzewku. Piękny widok. Do zachodu pozostały już tylko minuty, więc rozstawiam statyw i przygotowuję się do zdjęć. Jest coraz zimniej, ale nie jest to dla mnie teraz najważniejsze.

14_07

Trudniej mi tu znaleźć miejsce do spania. Wszędzie jest daleko. Za daleko. Znowu przyjdzie mi spać w aucie. Kiedy udaje mi się wypatrzyć małą zatoczkę, od razu zatrzymuję tam samochód. Na te parę godzin to właśnie będzie mój dom. Zasypiam. Budzę się po czterech godzinach, widząc nad sobą przepiękną Drogę Mleczną. Mimo że temperatura spadła do trzech stopni, wyskakuję z samochodu i robię zdjęcia. Nocne wyczyny zaowocowały dreszczami i włączonym przez cały dzień ogrzewaniem na maksymalną moc. Jest zimno i nic nie wskazuje na to, że będzie cieplej. Tego dnia robię jeszcze około 500 kilometrów, przejeżdżając przez Portland i Hamilton. Późnym popołudniem dojeżdżam do Grampians National Park. Pogoda się pogarsza, a chęć wypicia piwa zwycięża nad wycieczką w góry, którą na ten dzień zaplanowałem. To była dobra decyzja, bo zaczął padać deszcz i musiałem znaleźć nocleg. Wybrałem motel w miasteczku u stóp gór. Odrobina wygodnego snu w wygodnym łóżku i ciepła herbata w kubku były zbawienne. Jeszcze tylko aspiryna i można liczyć owce.

14_15 14_13

Obudził mnie telefon. Czas wstawać i w drogę. Musiałem wrócić w okolice Melbourne, gdzie koniecznie chciałem wstąpić do jednej z winnic w Yarra Valey. Chciałem też odwiedzić lasy deszczowe, w których można spotkać papugi, mnóstwo kolorowych papug.

Ponad trzystukilometrowa droga wyglądała jak zawsze. Przepiękne widoki i kompletny brak innych samochodów. Kiedy dojechałem do Dandenong, lasu z ogromnymi drzewami okalającymi drogę, gdzieś nad moją głową przeleciała biała papuga. Jak strzelec wyborowy, odbezpieczyłem aparat i czekałem na powtórkę przelotu, który jednak nie nastąpił. Dojechałem na parking, gdzie stało kilka samochodów. To co zobaczyłem, było niesamowite: dziesiątki kakadu z żółtymi pióropuszami fruwało nad głowami. Były wszędzie. Siadały nam na ramionach. Szalałem z aparatem, mając świadomość, że widowisko zaraz się skończy. Nic bardziej mylnego. Przedstawienie dopiero się zaczynało. Papugi siadały na głowach, plecach, ramionach i rękach. Fascynacja skrzydlatymi przyjaciółmi zaczęła zamieniać się w ból, bo na rękach oprócz wciąż świeżej opalenizny pojawiła się krew od ostrych pazurów. Były śliczne, ale bardzo bliski kontakt z nimi spowodował, że z mojej koszulki niewiele zostało. Mniejsze, bajecznie kolorowe ptaki były znacznie bardziej delikatne, ale bały się dużych i kiedy tylko te drugie pojawiały się w okolicy, maluchy uciekały przed nimi. Widok i przeżycia fantastyczne (mimo pewnych strat).

14_09 14_10

W planie na ten dzień miałem jeszcze wyprawę na wysepkę niedaleko Melbourne, Phillip Island, znaną przede wszystkim z wieczornych wędrówek małych pingwinów. Kiedy tam dotarłem, pierwsze swoje kroki skierowałem do punktu informacji. Niestety, podczas wędrówki pingwinów nie można robić zdjęć. Pingwiny bez zdjęć? Nie. Dla samego ich oglądania nie będę czekać do zmroku!

Wracam około 50 kilometrów do Melbourne, widząc ptaszyska jedzące dopiero co rozjechane małe kangury. Widok smutny, ale przyroda tak już to zaprogramowała ? każdy musi mieć co jeść. Jest odrobinę cieplej niż na pustyni. Postanawiam zaparkować i przespać się na parkingu niedaleko zatoki.

14_11

Scenariusz dobrych ujęć fotograficznych i niesamowitych widoków powtórzył się i tej nocy. Była pierwsza w nocy i bardzo chciało mi się spać. Jednak świadomość tego, że mogę zrobić dobre zdjęcie zwyciężyła i po pięciu minutach byłem już na nogach. Nie zawiodłem się. Niebo było usiane gwiazdami ? Droga Mleczna i Krzyż Południa uwiecznione! Następne podejście – około czwartej nad ranem. Tym razem już nie intuicja, a raczej chłód był tego przyczyną. Ochoczo chwyciłem za kluczyki. Auto jedynie parę razy zaskrzeczało. A tak się dogadywaliśmy. Nie, właściwie od początku mi się nie podobało. A to okno się nie chciało otworzyć, to nie było zasilania do nawigacji. Dzisiaj jednak przeszło samą siebie. Nie pomogły błagania, tłumaczenie, że samolot mam za kilka godzin. Zdechło i tyle. Trzeba dzwonić po pomoc. Od razu uśmiechnąłem się pod nosem, że jestem jakieś 150 kilometrów od Melbourne? Nic tylko podskoczyć z radości i dzwonić po pomoc. Zanim wytłumaczyłem co i jak, minął dobry kwadrans. Pan na infolinii ma widocznie do czynienia z różnymi delikwentami o piątej rano i musi odseparować ich od tych najbardziej potrzebujących, czyli mnie. Zdążył zadać chyba wszystkie możliwe pytania, kiedy w końcu usłyszałem, że pomoc jest w drodze. Uff? Zimno mi, chcę do samolotu.

14_16

Rosły człowiek przyjechał już po godzinie. Z trudem wygramolił się ze swojej żółtej mini ciężarówki. Po chwili (trwającej wieczność) mechanik był już pół metra od drzwi auta. Brawo, jeśli zachowamy tę samą dobrą szybkość i kierunek przemieszczania to, mniej więcej, w przyszłym tygodniu uda mu się dotrzeć do mnie. Przez głowę przelatywały mi różne myśli? ?Akumulator padł? ? powiedział. Niebo rozstąpiło się i ujrzałem blask. ?Wiem? ? odparłem. ?Trzeba podłączyć kable? ? krzyknął. ?Kolejne epokowe odkrycie? ? pomyślałem. Wiedziałem, że jeśli nie skoczę szybko po te kable, to jemu zajmie to cztery dni. ?Przyniosę? ? rzuciłem. ?Ehe.? Tak, biegałem po kable, po skrzynkę i latarkę. Pomyślałem, facet ma ciężką robotę.

14_08

Szybciej byłoby nauczyć staruszka grać na Playstation niż sprawić, żeby wielkolud zlitował się i skończył swoją pracę w ciągu najbliższej godziny. Najważniejsze, że operacja przebiegła pomyślnie, złom zaklekotał. Pojechałem na lotnisko. Czas na Sydney.

Wyjechać z miasta | Australia Biuro podróży Goforworld by Kuźniar