USA w rytmie Gospel Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

USA w rytmie Gospel

Ona jest lepsza od mowy, bo wyraża, co czuję. Wolę się nią posługiwać, bo wtedy wszystko jest zupełnie naturalne, niewymuszone. Muzyka gospel. Rodzona kiedyś we łzach i w bólu, ale to wcale nie są dźwięki rozpaczy. Nigdy nimi nie były, choć trudno to zrozumieć. W gospel nie ma beznadziei, jest za to siła, która zdaje się unosić wszystko wokół. Pochłaniać miejsca i ludzi. Malutkie „czercze”, drewniane domki w Luizjanie, Houston, Colorado, Nowym Jorku. Takie niepozorne, ale wewnątrz – napęczniałe od mocy.

Gospel: wyprawa z wizą i muzyką w duszy

Stany Zjednoczone. Ameryka. USA. Wiele określeń dla kraju, który w głowie jawi się jako kraina wolności, swobody i… muzyki. Właśnie tak. Przez Amerykę chcę przejechać nie śladem historii, prezydentów i przydrożnych barów, ale właśnie gospel. Chcę podążać za dźwiękiem, który wyrywa się z piersi. Gospel jest podróżą samą w sobie. Zawiera płat ciężkiej historii, wspomnień, ludzkich emocji. Kipi od widzianych miejsc, wydarzeń. Mieści w sobie wiele kultur, obrzędów. I wcale nie czuje przesytu.

Brooklyn, czyli kościół obok chińskiej smażalni

Debra. Czarnoskóra, okrąglutka, niewysoka. Matka dwójki dzieci, na co dzień fryzjerka. A także chórzystka z Brooklynu. W Nowym Jorku kościołów gospelowych nie brakuje. I w sumie wiernych także. Każdy chce przynależeć do jakiejś wspólnoty, uciec od zgiełku dzielnicy, codziennych spraw i zwierzyć swoje sprawy stwórcy. Taki `church` czasem trudno zauważyć w wielkim mieście (delikatnie powiedziane). Aż trudno uwierzyć! Gospelowy kościół w NY mieści się na przykład pomiędzy sklepem z rowerami oraz budką serwującą chińskie żarcie. Ulica też niepozorna. Z lewej i z prawej strony ciągną się ceglane, niskie budynki. O tym, że właśnie tutaj mieści się dom boży informuje jedynie tabliczka przy drzwiach. A w środku sala, przypominająca trochę polskie domy kultury, a trochę salki katechetyczne (czy ktoś je jeszcze pamięta?).

 

Debra śpiewanie gospel uważa za coś naturalnego. W jej głowie krążą setki melodii, każda jest modlitwą. Nuci pod nosem nawet plotąc włosy klientek. W kościele za to może krzyczeć na całe gardło i ruszać się do rytmu. Nie oszczędza się przy tym. Gospel pozwala jej na pełną swobodę, w końcu Pana wielbi się całym sobą.

Mały `church` w Houston, wielka moc

Texas i wspaniałe Houston wcale nie kojarzy się z miastem, które tętni życiem i chyba mało śpi. Mnie będzie przywodziło na myśl obrzeża, pełne niskich budynków, a nie wieżowców. Dużo tu przestrzeni, trawniki pomiędzy domkami, drzewa i słupy telegraficzne. W sumie widok dosyć zwyczajny. Tuż obok malutkiego hoteliku znajduje się jednak kościół. Znowu niepozorny. Parterowy, ceglany. Dziwnie niziutki, choć długi. Wygląda jak domek, na pewno nie świątynia. Tylko moc, jaka rozbrzmiewa w środku przewyższa rozmiary tego miejsca po tysiąckroć. To właśnie ze stanu Texas wywodzi się największy, współczesny artysta gospel. Jego twórczość to już klasyka, a jednocześnie cały czas TOP wśród nowości.

 

Wachlarz, elegancja i energia

Niedzielna msza jest odświętna, obowiązkowa! Trzeba się ładnie ubrać. Panie, zwłaszcza te w okolicach czterdziestki, lubują się w garsonkach, nawet, gdy na zewnątrz gorąco.

 

Hallelujah!

Zbierają się wierni, miejscowi. Na mównicę wychodzi pastor. Nic nie jest przekłamane w amerykańskich filmach, scena jak malowanie. Ma facet charyzmę. Zaczyna płomienną przemowę. Pokrzykuje niemalże rytmicznie, a zebrani kiwają głowami i głośno wyrażają aprobatę. Coś mówią, przyznają mu rację, wiercą się. I cały czas wachlują twarze, czym tylko można, a temperatura nieznośnie wzrasta. A ma być jeszcze goręcej, bo pastor zmierza do tego, aby wspólnie zaśpiewać. Wszyscy wstają, a chórzystki z prawej uderzają w dosyć mocny ton. Ride on, king Jesus! – bucha z ich gardeł, a organista (klawiszowiec?) nie szczędzi sił, by nadążać z akompaniamentem. Prawie dwadzieścia minut zajmuje wiernym odśpiewanie utworu, przerywane wstawkami duchownego.

Każdy stan rozbrzmiewa gospel

Czy to Missisipi, Nevada czy Texas – gospel rozbrzmiewa w każdym kącie. Od Waszyngtonu, aż po Georgię, w malutkich, zapyziałych miasteczkach i huczących metropoliach – tam znajdziecie gospel. Bardzo różny. Czasem taki, jak sobie wyobrażamy. Chóry w tradycyjnych strojach, wykrzykujące chwałę bożą. Czasem zespoły lub solowi wokaliści. Amerykanie, ale nie tylko. Czarni i biali. Rdzenni i przyjezdni: wszyscy, którzy chcą stać się wspólnotą i wyrazić siebie poprzez kulturę gospel.

 

Gospel, czyli styl życia

Debra mówi, że gospel to wcale nie muzyka, ale styl życia. Sposób na wyrażenie siebie. Tu wcale nie chodzi o dźwięki ani też wspomnienie niewolników, ani nawet o marzenie Martina Luthera Kinga. To jest sposób myślenia, łapanie dnia, odpowiedź na wszystko, co przynosi los.
W Polsce też śpiewa się gospel. Ta muzyka, ten styl, to dopiero podróż – bez paszportu i wizy, ale jednak. Może to tylko naśladownictwo, może śmieszna próba wyrażenia czegoś, co jest nam obce… Ale to wszystko jest szczere. I coraz lepsze.

USA w rytmie Gospel Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Danuta Awolusi

Redaktor goforworld.com. Pisarka i copywriterka. Więcej na www.danuta-awolusi.com