
Tęsknota za Mundialem
To będzie tekst o tęsknocie. Tęsknocie za każdą sekundą spędzoną na mundialu w Brazylii. 12 czerwca mija rok od meczu inauguracyjnego. Powspominajmy najpiękniejsze 35 dni w mojej dziennikarskiej karierze.
Leciałem w strachu. Niewielkim, ale jednak. Przed mistrzostwami główne informacje, jakie pojawiały się w mediach prosto z Brazylii, dotyczyły strajków, rozrób, wszechobecnej przestępczości. Generalnie miało być niebezpiecznie. A gdy jeden z kolegów opowiedział mi historię, jak to przed rokiem został zaatakowany przez bezdomnego maczetą, zacząłem się zastanawiać, jak się z tego wyjazdu wykręcić. Nieznajomość języka portugalskiego, mimo szybkiego, miesięcznego kursu, potęgowała obawy. Bardziej niż nad materiałami, które miałem przygotować dla nc+, myślałem o tym, gdzie chować pieniądze, czy nosić zegarek i jak to będzie, gdy nam (byliśmy w trójkę: Marcin ? operator kamery, Kuba ? producent i ja) ukradną kamerę i komputer.
Myśleć `nie po brazylijsku`
Nie ukradli. Niczego. Wręcz przeciwnie. Byli pomocni, otwarci, szczerzy i uśmiechnięci. Non stop. Podpadli tylko jednym. Przegrali ten cholerny półfinał z Niemcami.
Ale nawet wtedy nie rozpaczali jakoś bardzo. Wiem, że trudno w to uwierzyć. Ale mówię poważnie. Widziałem to z bliska. Byłem na meczu w Belo Horizonte i rozmawiałem z nimi po tej klęsce. Brazylijczycy imponowali zdrowym rozsądkiem. Wyliczali błędy poszczególnych zawodników i trenera, ale też wskazywali na własną mentalność: ?Musimy się nauczyć myśleć `nie po brazylijsku`. Musimy porzucić przekonanie, że w futbolu wszystko nam się należy, bo jesteśmy wielką Brazylią. Tak już się nie da.? W centrum miasta płaczu też nie było. Trwała impreza. Królowała samba i capoeira. No i miłość. Przynajmniej ta powierzchowna. Otóż Brazylia jest bardzo ?całuśnym? krajem. Całowanie to ich hobby. Robią to namiętnie i wszędzie. To była jedna z pierwszych obserwacji. Po inauguracyjnym meczu w Sao Paolo jeszcze tego nie dostrzegłem, ale już po kolejnych 3 dniach w Manaus, w środku amazońskiej dżungli nie dało tego przeoczyć. Czy również odczuć na własnej skórze? Zostawię to dla siebie.
FC Błona Dziewicza i papież
Ale napiszę za to o tym, jak targowaliśmy się z przewodnikiem o cenę za kurs łodzią do dżungli. Chciał za 3-godzinną podróż 200 reali od osoby. My mu na to, że 150 za 2h. Wreszcie on: ?Dobra, niech będzie: 400 za całą waszą trójkę?. Dogadaliśmy się.
W czasie tej wyprawy widzieliśmy wioski na rzece. Co ciekawe, ich mieszkańcy mają swoje własne rozgrywki. Ich mundial nie interesował. Mają swoją własną ligę, w której występują takie drużyny jak: FC Błona Dziewicza czy Delirium Drinks. Niestety nie załapałem się na ich mecz.
W Manaus spotkaliśmy też taksówkarza, który wspominał wizytę Jana Pawła II. Pokazywał nam trasę, po której w 1980 roku jechał w swoim papa mobile polski papież. O Janie Pawle II mówili też w Rio de Janeiro, a konkretnie w siedzibie klubu Fluminense. Swego czasu papież pobłogosławił koszulkę zespołu. Drużyna wygrała ważny mecz. Od tego czasu, gdy mają problem w jakimś spotkaniu, kibice zaczynają śpiewać piosenki wychwalające polskiego papieża.
A propos piosenek: najpiękniej w Brazylii śpiewali Argentyńczycy. Tak naprawdę od meczu Argentyna ? Szwajcaria zakochałem się w kibicach Leo Messiego. Ich przyśpiewkę o wyższości Maradony nad Pele uważam za arcydzieło. Zresztą sami posłuchajcie:
I po kolejnym meczu z Belgią w stolicy kraju Brasilii:
Stolica
A skoro jesteśmy już w stolicy, to warto wspomnieć jak skonstruowane jest to, wybudowane raptem 55 lat temu miasto. Otóż podzielone jest na ?tematyczne? części. Jest część hotelowa, część sklepowa, część z budynkami rządowymi. Nam najbardziej przypadła do gustu część restauracyjna. To właśnie tam umieściłem ten wpis na FB.
Szczególną restaurację odwiedziliśmy też w Porto Alegre. Szczególną, bo polską. Właściciel, pan Jerzy Kowalczyk przekonywał nas, że Brazylijczykom smakuje czerwony barszcz, ruskie pierogi ? już mniej.
Lubiliśmy też jadać u pewnego Niemca w Rio, w artystycznej dzielnicy Lapa. Część miasta, która nigdy nie zasypia. Restauracja przy restauracji, impreza przy imprezie. To właśnie tam, gdy wysłaliśmy do Warszawy ostatni materiał po finale, świętowaliśmy zakończenie mundialu. Wiem, że nikt mi nie uwierzy, ale to właśnie tam, w 34 dniu pobytu w Brazylii, wypiłem swoją pierwszą Caipirinhę. I nie ostatnią. Do hotelu, około 3 w nocy wracałem sam, piechotą. Nikt mnie nie zaczepiał, nie planował okraść. Czułem się bezpiecznie.
Gdy wybraliśmy się do Complexo do Alemao też nic się nie wydarzyło. Zresztą Marek, Polak, który robi doktorat na Uniwersytecie w Rio, zapewniał nas, że w brazylijskich fawelach nic nam się nie stanie. Poprosiliśmy go o pomoc. Relację z wizyty można zobaczyć tutaj:
Do końca życia nie zapomnę smutku w głosie chłopaka z latawcem. Jak również historii o dziennikarzu, który badał problem prostytucji wśród nieletnich w tej faweli. Został zapakowany w opony, podpalony i spuszczony na dół. Nie przeżył.
Wspomnienia z uśmiechem
Ale tak naprawdę na większość wspomnień z Brazylii uśmiecham się od ucha do ucha. W Santosie odwiedziliśmy fryzjera Pelego.
Didi opowiedział nam o swojej przyjaźni z legendą futbolu:
Fajnie zareagował na pytanie o fryzurę ?na Maradonę?. Nie podjąłem ryzyka.
Uśmiecham się, gdy wspominam Jessikę. Brazylijka, która wpuściła nas, kompletnie obcych ludzi, do swojego domu, zrobiła kawę, dała ręczniki i suche ciuchy. Byliśmy przemoczeni i zmarznięci obserwując w Teresopolis trening reprezentacji Brazylii.
Uśmiecham się, gdy myślę o pewnym starszym Brazylijczyku, który przekazywał mi swoje mądrości. Oglądaliśmy w przydrożnej knajpce w Rio, niedaleko Maracany, mecz Brazylia ? Meksyk. On przekonywał: The time is God ? Czas to Bóg. Przytakiwałem ze zrozumieniem.
Być może nie powinienem, ale uśmiecham się nawet wtedy, gdy przypominam sobie ten jeden jedyny raz, gdy poszliśmy na plażę w Rio, to była chyba Ipanema, bez kamery, bez żadnego telefonu. Pech chciał, że akurat w tym dniu na plaży miły czas spędzał Arsene Wenger ? trener Arsenalu, a z taksówki, do której wsiadaliśmy, wysiadał Fabio Cannavaro. I jakaś atrakacyjna blondynka :).
Z podróżą do Brazylii wiąże się tylko jedna przykra sprawa. Przywiozłem sobie tylko jedną pamiątkę. Pokerową czapeczkę. Kilka miesięcy temu, w jednym z warszawskich klubów, zabrała mi ją piękna brunetka. Miała oddać na drugi dzień. Nie przyszła. A ja nadal czekam. Na czapeczkę oczywiście!
Autor: Piotr Karpiński