
Z tatuażem też wpuszczą?
Japońska tradycja nakazuje, żeby progu łaźni nie przekraczał wytatuowany człowiek. Bo jak tatuaż – to yakuza. Poza tym, ciało ozdobione tuszem nie jest, zdaniem niektórych Japończyków, naprawdę czyste.
Onsen to słowo, które w Japonii usłyszeć można bardzo często. Oznacza gorące źródła, na których zbudowano publiczne łaźnie. Wiele z nich ma właściwości lecznicze. Podczas wizyt w łaźni przestrzegać trzeba tradycyjnych zasad. Przede wszystkim: przed wejściem do wspólnego basenu starannie szorujemy ciało. Inna ważna rzecz: z tatuażem wstęp wzbroniony.
W Japonii tatuaże mają głównie osoby powiązane z yakuzą, czyli tamtejszą mafią. Członkowie yakuzy poważnie traktują jednak tradycję i wiedzą, że onsen nie jest dla nich.
Coraz więcej pojawia się natomiast zachodnich turystów, którzy chcieliby zanurzyć wytatuowane ciała w gorącej wodzie. Najczęściej są wypraszani.
Przedstawiciele ministerstwa turystyki chcieliby to zmienić. Apelują do menadżerów łaźni, aby cofnęli zakaz. Ewentualnie – aby prosili zachodnich gości o zakrywanie tatuaży specjalnymi naklejkami. Przekonują, że tatuaż nie musi oznaczać przestępcy, a tusz nie zabrudzi wody.
Jeżeli więc komuś wytatuowanemu zamarzyła się kąpiel w gorących wodach japońskiego źródła, może odetchnąć z ulgą. Jest na to szansa! No chyba, że tatuaż mamy na twarzy albo na dużej powierzchni ciała. W takich przypadkach nawet ministerstwo nie wygra z tradycją.