
Świętują, by przetrwać zimę
Thorri, Thorri! Światełko w mroku, nowa nadzieja. Święto osobliwe, pełne zapachu i smaku. Skrzywi się Polak, Niemiec, Francuz. Nie spodoba się ten pomysł wielbicielowi tradycyjnej kuchni, bo właśnie podano do stołu. Na półmisku prezentuje się marynowana głowa barana i suszona ryba. Tuż obok mięso w galarecie i baranie jądra. Nie brakuje wędzonego udźca. Z tej uczty cieszy się Islandczyk. Zje ze smakiem i naładuje baterie na resztę ciężkiej zimy.
Islandia w depresji?
Islandczyk w zimie nie ma lekko. Słońca brak, witamina D się nie wchłania. Taki mamy klimat, mógłby powiedzieć i w sumie ma rację, aż do bólu. Jest zimno, mroczno, depresyjnie. I choć Islandczyk to człowiek twardy, który się nie poddaje, to nie jest wolny od wpływu aury. Bywa przybity, osowiały, bez siły. A do lata wciąż daleko.
Jednak Islandczyk to również człowiek zaradny. Aby poradzić sobie z tym, co od niego niezależne, świętuje.
Tradycja, ucztowanie, celebracja: od początków dziejów ludzkości to sposób na wykrzesanie z siebie radości, tak potrzebnej, by przetrwać. Pojawiło się więc THORRI. Na przełomie stycznia i lutego wyjątkowy czas, w którym społeczność Islandczyków zbiera się, aby świętować, jeść, być razem. Te tradycje nie są obce nam Polakom, poza jednym: tym, co leży na islandzkim stole.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Co islandzkie podniebienie, to nie polskie
Przysmak naczelny: zgniłe mięso rekina. Cuchnie amoniakiem, intensywny zapach uderza w nozdrza, trudno się przyzwyczaić. Nie podobne do niczego, co znają polskie kubki smakowe, wydaj się po prostu obrzydliwe. Tym bardziej zdumiewa widok rdzennego mieszkańca Islandii, który wsuwa ze smakiem kolejne kawałki rekiniego mięsa. Już sam kolor tej wątpliwej rozkoszy przyprawia o dreszcz.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Lepszy jednak rekin (zgniły, suszony czy świeży) niż baranie jądra lub jeszcze jeden przysmak: pasztet z mózgu owcy. Akurat jedzenie mózgu nie jest aż tak obce Polakom, bo na wsiach takie menu po świniobiciu było normą. I wciąż jest. Mój własny ojciec wspomina jajecznicę z móżdżkiem, którą rzekomo jadał na śniadanie w dawnych czasach.
Najlepsza przyprawa? Wódka!
Od razu człowiekowi lżej, kiedy pomyśli, że jednak Islandczyk nie zjada owych specjałów bez popitki. Zgniłe smaki zapija wódką – Breinivin. Mówią o niej Czarna Śmierć, dobry Boże… Przygotowana na bazie ziemniaków i kminku, zwala z nóg. Daje kopa i od razu jakoś jaśniej się robi i cieplej.
Moc tradycji
Thorri to nie tylko jedzenie i picie. To także tradycje, pielęgnowane od pokoleń. Bóndadagur, czyli `dzień rolnika` otwiera uroczyste świętowanie Thorri. A że rolników w Islandii sporo, obchody są huczne, bawią się wszyscy panowie. Bawią się również kobiety, które tego dnia obdarowują partnerów. Nie wstydzą się dawać kwiatów i prezentów.
Islandzki rolnik, w myśl tradycji, rano wkłada tylko jedną nogawkę spodni i skacze wokół domu, aby przywitać radosny czas.
Byle do lata
Tymczasem do lata wciąż daleko, ale dzięki Thorri wydaje się, że już nie tak bardzo. Już za chwilę, za parę tygodni, za kilka miesięcy, zima będzie musiał ustąpić.
Niczym nie różnią się Islandczycy od Polaków w pragnieniu lata. Tylko u nich słońca ogólnie jak na lekarstwo, przez lwią część roku. Cuda natury osładzają nieco ten fakt, ale chyba Thorri `robi` większą robotę.
Napijemy się więc z nimi wódeczki i zagryziemy rekinem. Nic nie zaszkodzi, a za to skróci długi czas oczekiwania. Razem raźniej, od zawsze, na zawsze.