
Spacer po Fukushimie
W marcu 2011 roku w wyniku tsunami, wywołanego trzęsieniem ziemi u wybrzeży wyspy Honsiu, doszło do serii wypadków w japońskiej elektrowni jądrowej. Do środowiska wydostały się substancje promieniotwórcze.
Ewakuowano wszystkich w promieniu 20 kilometrów. Miesiąc później Junichi Matsumoto – stojący na czele firmy, do której należała elektrownia w Fukushimie – porównał rozmiary katastrofy do tego, co miało miejsce w Czarnobylu w roku 1986.
To działo się dokładnie pięć lat temu. A dziś? Dziś opustoszałe okolice elektrowni stanowią… atrakcję turystyczną. Poziom promieniowania wciąż jest zbyt wysoki, by pozwolić ludziom tam mieszkać, nie jest jednak zbyt groźny dla osób przebywających w Fukushimie kilka godzin. Dlatego władze nie zabraniają wycieczek, które z roku na rok stają się coraz popularniejsze.
Przewodnicy oprowadzają turystów po bezludnych dzielnicach mieszkalnych i po szkołach, w których od lat nie było żadnego dziecka. Ze szczytu wzgórza pokazują zamkniętą elektrownię atomową (jej zwiedzać nie można). W okolicy nie panuje jednak martwa cisza, ponieważ od jakiegoś czasu trwa rozbiórka zniszczonych budynków. Wcześniej czy później, Fukushima wróci do życia.