
Śladem Inków
Ich podróż śladami Inków to przygoda, jakiej mógłby pozazdrościć sam Indiana Jones. Choć na pewno spotkania z krwiożerczymi mieszkańcami puszczy wolałby uniknąć! Poznajcie Martę i Piotrka, niezwykłą parę podróżników, którzy realizują marzenia i zawsze potrafią znaleźć pozytywne strony trudnych sytuacji.
GFW: Wasza podróż brzmi trochę jak scenariusz filmu przygodowego? Podróżowaliście śladami Inków? Gdzie dokładnie byliście?
Marta i Piotr Kwiatkowscy: Faktycznie, trochę tak zabrzmiało (śmiech). Początkowo śledziliśmy Inków, przemierzając południowo-wschodnie tereny Peru, ze zwieńczeniem pościgu w postaci zdobycia Machu Picchu o wschodzie słońca? Następnie, przekraczając jezioro Titicaca i kierując się w stronę Boliwii, poznaliśmy też kultury społeczeństw Quechua i Aymara, równoległych Inkom, jednak zawsze im podporządkowanym. Zataczając spore koło na mapie wywędrowaliśmy na północ, by po krótkiej wizycie w dawnej metropolii cywilizacji Chimu udać się do Ekwadoru, a stamtąd prosto do Kolumbii, by finalnie dotrzeć do tajemniczych terenów Indian Tayrona na wybrzeżu karaibskim, niedaleko granicy z Wenezuelą.
GFW: Skąd pomysł na taki trop? Ten temat was fascynuje czy to wasze odwieczne marzenie?
Marta i Piotr Kwiatkowscy: Fascynacja tematem i tamtejszą kulturą powstała właściwie wtórnie do marzenia, które pojawiło się, przynajmniej w moim przypadku, już w szkole podstawowej, na lekcjach historii. Potem dołączyła do tego praktyczna znajomość języka hiszpańskiego zdobyta podczas studenckiej wymiany, co razem zdecydowało o wyborze kierunku podróży.
GFW: Co znaleźliście w inkaskich ruinach? Poczuliście ich moc?
Marta i Piotr Kwiatkowscy: Muszę bezwstydnie przyznać, że w inkaskich ruinach najbardziej zafascynowały nas? lamy! (śmiech). Wszechobecne na dobrze sobie znanych terenach, radośnie przeżuwały trawę porastającą pozostałości dawnych cywilizacji.
Za to niezapomniane wrażenia łączą się ze stromym podejściem w ciemnościach, kiedy stopniowo zaczęliśmy dostrzegać wysokie szczyty by ostatecznie, w porannym świetle móc podziwiać niegdyś zapomniane miasto. Zanim zdążyło zapełnić się setkami osób ze wszystkich stron świata.
GFW: Czy rzeczywiście spotkaliście się z krwiożerczymi mieszkańcami puszczy? (śmiech) Jaka jest ich kultura i mentalność?
Marta i Piotr Kwiatkowscy: Zdecydowanie! Najbardziej krwiożercze bestie w mgnieniu oka sprawiały, że po nogach płynęła krew, a rozdrapane pamiątki po nich nosiliśmy jeszcze przez długie tygodnie? Mowa oczywiście o moskitach, którymi powietrze w puszczy jest po prostu nafaszerowane. Wszystko w dżungli brzęczy, bzyczy, lata, szeleści.
Mieliśmy okazję zobaczyć papugi, tukany kapibary, tarantule, tropikalne węże, małpy kapucynki i mnóstwo innych mieszkańców, z reguły nieufnych i strachliwych, ale pozwalających się sfotografować i obserwować z bezpiecznej odległości.
GFW: Ile zajęła cała podróż? Czym się poruszaliście?
Marta i Piotr Kwiatkowscy: Podróżowaliśmy równo dwa miesiące. Po czasie zgodnie twierdzimy, że to zdecydowanie zbyt krótko jak na tak różnorodne i fascynujące tereny, ale musieliśmy wypracować wyprawowy kompromis (śmiech). Korzystaliśmy z lokalnych środków transportu, poruszając się głównie autobusami, busami, busikami czy tuk-tukami, stanowiącymi momentami obraz rdzewiejącego rozkładu, innym znowu razem zaskakujących luksusem przejazdu. W pewnym momencie przestawiliśmy się nawet z myślenia: ?Kiedy dojedziemy??, na: ?Dobrze, że w ogóle jedziemy!?. Zawsze jakieś zaskoczenie.
GFW: Co zostanie najmocniej w waszej pamięci?
Marta i Piotr Kwiatkowscy: Trudno zdecydować się na jedno wspomnienie? Na pewno niezapomnianych wrażeń dostarczył kilkudniowy pobyt w Puszczy Amazońskiej, ale zachwycały też kolorowe stroje napotkanych rdzennych mieszkańców, zapierało dech w piersiach rozrzedzone powietrze na wysokościach 5000 m n.p.m., rozgrzewały gorące źródła na boliwijskim Altiplano albo świeżo zaparzona, kolumbijska kawa. Mieliśmy okazję przemierzyć niesamowicie ciekawe i zróżnicowane kraje, które póki co odsłoniły tylko część swoich tajemnic. Być może jeszcze tam wrócimy?