Raj awanturników Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Raj awanturników

Pewnie wielu miłośników książek podróżniczych, przygodowych, o Indianach itp. ma wrażenie, że wszędzie jest ?za późno?. Nie ma Dzikiego Zachodu, nie ma lądów do odkrycia, nie ma nawet budowania nowego ładu po wojnie. A kto nie miał minimum dwudziestki na początku lat 90`, ten też stracił całe ?oceany? możliwości.

Kwalifikuję się na wszystkie powyższe przykłady i jeszcze wiele innych. Ale przez kilka zbiegów okoliczności i po wielu perturbacjach trafiłam do miasta o łagodno-drapieżnej nazwie Labuan Bajo (czyt. Badżo). I od prawie 11 lat mogę mieć poczucie bycia w odpowiednim miejscu i czasie. Co nie znaczy, że takie poczucie zawsze wprawia w dobry nastrój. Częściej wprowadza chaos i daje wrażenie wymykania się z rąk niezliczonych możliwości. Na pewno nie gwarantuje spokojnych chwil w tropikalnym raju.

ra1ra2

Labuan Bajo ? port na wyspie Flores we wschodniej Indonezji, daleko nawet dla większości Indonezyjczyków z bardziej cywilizowanych części archipelagu. Brama na bujną wyspę Flores i dziki archipelag Komodo. Położone przepięknie na wzgórzach, zwrócone na zachód, w stronę morza, pewnej Brazylijce przypomniało rodzinne Rio. Z dwóch stron morze, w tle pokryte deszczowym lasem góry. Powinien to być raj na ziemi, ale takie nie istnieją. Choć miasto ma teraz swój szczególny czas?

Labuan Bajo ma bowiem coś takiego w sobie, że kiedy się tam pojawiam, to od razu jestem na wszystko wściekła. Brud, gorąc, kurz lub błoto, w zależności od pory roku. I najgorsze ? bezradność, kiedy widzę, jak to piękne miejsce może być zmarnowane. Ale kiedy wylatuję ? nagle mam dziesiątki pomysłów na biznes, wszędzie widzę możliwości, a Labuan Bajo jawi misię jako ziemia obiecana. Jak z czasów gorączki złota ? tylko nie rozmawia się o złocie, ale o ziemi. Prawie nie ma innych dyskusji ? kto, gdzie i za ile kupił lub sprzedał, kto oszukał, a kto został oszukany ? kto sprzedał trzy razy tę samą ziemię, a do kogo przyszedł drugi równoczesny nabywca.

ra3

O pechowym pośredniku, który sprzedał Chińczykom z Dżakarty szmat ziemi na wybrzeżu na północ od Labuan Bajo, a to wcale nie była ziemia ludzi Bugis z wioski, tylko ziemia ludzi Manggarai ze wzgórz? A ci zeszli z parangami i zapowiedzieli, że potną każdego, kto wejdzie na ich teren. Pośrednik się ukrywa.

O fałszowanych dokumentach własności, postarzanych w herbacie i przedstawianych w urzędach. O nagłych fortunach, bo można kupić ziemię dzisiaj, a jutro sprzedać za trzykrotność ceny. I równie szybko stracić, nie będąc przyzwyczajonym do milionów w kieszeni.

ra4

To czas dla awanturników, ryzykantów i spekulantów.

Labuan Bajo jest jak miasto z opowieści  o życiu osadników, którym najpierw było ciężko, a potem część się bogaciła, stawiała lepsze domy, miasto się zmieniało i robiło ładniejsze i teraz jest metropolią. Labuan Bajo jest na bardzo wczesnym etapie tego procesu (i niestety wątpliwe, że będzie ładniejsze), ale czuć ruch, drżenie materii, świetlaną przyszłość, która jest drugim, zaraz po ziemi, tematem rozmów. Mrowie ludzi przyjeżdżających z całej Flores w poszukiwaniu pracy, nowe wielkie inwestycje Chińczyków, których stać na wybudowanie największych budowli (choć oszczędzają na architekcie, bo nie ma dla nich znaczenia, jak coś wygląda, nie oglądają tego nigdy z zewnątrz, bo  i tak spędzają swoje dnie za biurkami sklepów).  Port pełny wielkich, drewnianych szkunerów, przywożących towary z daleka i mniejszy port pełny małych, głośnych łódek ludzi z wiosek na wyspach. Ryby wyjeżdżające na motorach w góry i ryż zjeżdżający z gór do miasta. Oraz coraz liczniej snujący się turyści.

ra5

Wzdłuż głównej ulicy w Labuan Bajo płynie otwarty ściek, nad nim ulokowały się małe lokalne sklepiki ze wszystkimi towarami. Sklepiki są marne, ledwo sklecone, ich estetyka to ostatnia rzecz, o której pomyśleliby właściciele. To pojęcie dla nich nie istnieje, jest zupełnie poza ich pojmowaniem. I wśród tych zakurzonych budek wyrastają wyspy, perełki otwierane przez nas czyli bule  – nowe biznesy, stylowe sklepy, bary i restauracje, urządzone pod sam klucz, które mogłyby się przenieść w każdy `modny` zakątek globu. … Czasem wieczorem, gdy przekraczamy mętny ściek, aby postawić nogę na pierwszym stopniu pięknie oświetlonych schodów, gdy z lokalu już słychać muzykę, przemknie nam pod nogami zagubiony szczur i zniknie w mroku.

Większe zagęszczenie nowych, modnych lokali znajduje się bliżej portu, potem stare, małe biznesy przejmują władzę, ale i to się zmieni ? wśród sklepów z butami, torbami, wśród warsztatów i krawców i walających się śmieci, ulokował się na razie samotny, starannie urządzony bar sushi….

Niedługo nowych miejsc będzie coraz więcej, bo czynsze są za wysokie dla miejscowych. Czy żałować takiego obrotu spraw,  skoro nowe jest nieuniknione? Tym bardziej, że wraz z lokalnymi biznesami, małymi i dużymi, wciąż króluje chaos i brud, ten właściwy Daleki Wschód. Alternatywą jest nowe Bali, którym Flores pewnie się stanie i raczej nie jest to wesoła perspektywa. Tak jest to reklamowane przez pierwsze biura nieruchomości ? ?Bali 30 lat temu?. Pozostaje obserwować i korzystać z chwili.

?Kolorytu? dodaje pozostająca w tle, ale wszechobecna korupcja. Na każdym szczeblu i wciskająca się w życie, biznesy nawet  osób, które są jej niechętne… Trzeba być częścią tego układu, bo innego systemu nie ma. I nikt, ani płacący, ani przyjmujący, nie jest zainteresowany zmianą systemu. Są za to ciekawe historie.

Oto doktor Hari Yasa. Trafiłam kiedyś do niego, zaraz po jego przeprowadzce z Bali. Przyszłam z pewnym bardzo pechowym Duńczykiem z dziurą w nodze. Doktor nie chciał się tym zająć i odesłał nas dalej. Ale nie prowadzi już gabinetu, być nietrudni się doradzaniem medycznym – znajduje się w więzieniu w Rutengu, od dwóch lat. Podobno spędza tam tylko noce, na dzień wychodzi na kawę, na spacer, na obiad. Dwa lata wydaje mu się małą ceną za przekręt ze szpitalem i parę miliardów na koncie. Doktor miał bowiem budować szpital, ale pieniądze po drodze się ?zagubiły?. W doktorskiej kieszeni, choć dookoła doktora był pewnie wianuszek osób, które także wzbogaciły się na tej akcji. A metropolia Labuan Bajo nadal szpitala nie ma. A to przecież niewielkie pieniądze, władza gra o dużo większe stawki. Obecnie sądzony jest były bupati, wojewoda, za afery, których się dopuścił. Ogromna ilość niepotrzebnych, gigantycznych inwestycji. Jedna z nich, jak zwykle `kopana` (tak najłatwiej, trochę koparek, żwiru na drodze, ciężarówek, nic wyszukanego ? a już zarabiają urzędnicy wszystkich szczebli samorządu) sprawiła, że rozerwało rury doprowadzające wodę do miasta. Ledwo miasto dorobiło się bieżącej wody płynącej zaledwie w tygodniu, a już ją utraciło. Ludzie gadają po kątach i wyśmiewają ?koruptorów?, ale nie podejmują innych akcji.

Brudno, parno, drogo, w ruchu, z przyszłością, w otoczeniu przyrody, w chaosie. To szczególny czas i miejsce, które powoduje, że o ile jeszcze niedawno marzyłam o hodowaniu marchewki w ogrodzie za domem i absolutnie niczym więcej, to przy wyjeździe z Labuan Bajo nagle awanturnicze życie wydaje mi się na powrót  ideałem.

Tekst i zdjęcia: Ola Liana

Zajrzyjcie także na blog Oli