
Pracujesz zdalnie? Rzuć wszystko i jedź do Wietnamu!
Pracujesz zdalnie? Rzuć wszystko i jedź do Wietnamu!
Azja Południowo-Wschodnia to istny raj dla cyfrowych nomadów. Przekonałam się o tym w tym roku, uciekając od polskiej zimy razem z zespołem Remote-how. Niewiele myśląc, kupiłam bilety lotnicze i wyruszyłam w pogoni za słońcem, pyszną kuchnią i życzliwymi ludźmi. Nie zawiodłam się … a najwięcej wspomnień przywożę z Wietnamu, który zaskoczył mnie w bardzo pozytywny sposób! To zdecydowanie miejsce przyjazne wszystkim osobom podróżującym i pracującym.
Kolorowe Hoi An dla slomadów
Pierwszym naszym przystankiem było Hoi An – malownicze miasteczko w środkowym Wietnamie, około 30 minut jazdy od Da Nang. Występuje dosyć wysoko w różnych rankingach podróżniczych z miejscami “które trzeba zobaczyć” za sprawą swojej kolorowej architektury, wpisanej zresztą na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Hoi An to miejsce, w którym poczuje się dobrze każdy. Po mieście można poruszać się na skuterze lub rowerze (większość hosteli oferuje ich wypożyczenie w cenie pokoju), wszystko jest blisko i nie ma tłoku. Warto również wybrać się za miasto na rowerową wycieczkę wśród pól rowerowych, bądź plażowanie na piaszczystej plaży An Bang.
Bez problemu znajdziecie nocleg w villi z basenem, bądź w nowocześnie urządzonym mieszkanku za naprawdę rozsądne pieniądze. Duży wybór kawiarni z internetem takich jak np. Nourish czy What Else Coffee, pozwoli Wam codziennie pracować z innego miejsca. Jeżeli jednak zapragniecie pracować z coworkingu, koniecznie musicie odwiedzić Hub Hoi An, które już kilkukrotnie otrzymało nagrodę “Member’s Choice Awards” serwisu Coworker. Pracowaliśmy tam przez prawie dwa miesiące, i to niesamowita atmosfera Hub’u sprawiła, że poczuliśmy się tutaj jak w drugim domu.
Hoi An spodoba się wszystkim osobom, które preferują życie w trybie “slow”. Nie przypomina ono w niczym innych, zatłoczonych wietnamskich miast i ma wyjątkową atmosferę. Pewnie dlatego, za cel swojej podróży wybiera je coraz więcej “slomadow”, czyli osób które osiedlają się w jakimś miejscu na krótki okres czasu. Naprawdę było nam smutno, jak wyjeżdżaliśmy z Hoi An w dalszą podróż na północ Wietnamu.
Przymusowy przystanek w Hanoi
W Hanoi byliśmy ponad tydzień. Zmusiły nas do tego okoliczności ponieważ musiałam przedłużyć wizę na dalszy pobyt w Wietnamie (Hoi An skusiło nas tak bardzo, że mieszkaliśmy tam dłużej niż początkowo zakładaliśmy). Stolica Wietnamu to chaotyczne miasto, które spodoba się wielbicielom historii. Ma wyjątkowy klimat, mnóstwo restauracji, herbaciarni i sklepów z przepięknymi wystawami. Podczas spaceru starym miastem, można spotkać przepiękną kolonialną architekturę (kwartał Francuski to wizytówka miasta).
Miłą odmianą po Hoi An, był dużo większy wybór coworków (prawie 50 miejsc!) rozsianych po całym mieście. Naszym ulubionym, stał się jedno z biur należące do sieci Toong, do którego mieliśmy 15 minut spacerkiem z naszego mieszkania. Pracowaliśmy również z całkiem nieźle ukrytej kawiarni Nest by AIA w centrum handlowym. W żadnym z miejsc nie mieliśmy problemu z Internetem, było cicho i panowała fajna atmosfera do pracy. Pewnym szokiem kulturowym były osoby, które w trakcie pracy rozkładały się na swoim laptopie na szybką drzemkę … nam do regeneracji wystarczała przepyszna kawa wietnamska ze skondensowanym mlekiem. Lokalsi popijają ją siedząc na malutkich stołeczkach przed ulicznymi kawiarniami.
Siły do pracy dodawały nam również przepyszne specjały kuchni wietnamskiej: zupy Pho Ga i Bún chả, którymi zajadaliśmy się prawie codziennie. Wietnamczycy jedzą je na śniadanie, naszym zdaniem nadają się jednak dużo lepiej na sycący lunch. Do naszego menu na stałe weszły również przepyszne kanapki Bánh mì w wersji mięsnej i wege, dostępne praktycznie na każdym rogu!
Mimo wszystko, w Hanoi ciężko było o wyciszenie i odpoczynek “od natłoku myśli” tak jak w Hoi An, ale to miasto trzeba zobaczyć. Jeżeli już nacieszycie się miejskim chaosem, zawsze możecie uciec na kilka dni do Sapy, albo do przepięknej zatoki Ha Long Bay (tak jak to zrobiliśmy my!).
Ukryte skarby Ho Chi Minh
Naszym ostatnim przystankiem w Wietnamie było Ho Chi Minh, znane wielu osobom jako… Sajgon. HCM to megamiasto, oficjalne statystyki mówią o 9 milionach mieszkańców, a nieoficjalnie mieszka tu już prawie 13 milionów ludzi. Choć ciężko się tutaj odnaleźć, miasto jest dużo weselsze i przyjaźniejsze niż zadumane Hanoi.
W HCM dzielnice mają swoje numery (mają też nazwy, ale nikt ich nie używa), w sumie jest ich 22. Dzielnice 1. i 3. to biznesowo-turystyczne centrum miasta w obrębie których głównie się poruszaliśmy. Choć coworking, w którym pracowaliśmy chyba się zamknął, (ślad w internecie po nim zaginął), to miasto ciągle rozwija infrastrukturę dla osób pracujących zdalnie. Znajdziecie tu biura takich sieci jak WeWork, czy chociażby wspomniany wcześniej Toong. A jeżeli zapragniecie odmiany, śmiało znajdziecie dla siebie miejsce w jednej z wielu kawiarni czy restauracji.
Jednym z najfajniejszych wspomnień z naszej wizyty w HCM była wycieczka motorowa z miejscowymi studentami śladami różnych turystycznych miejsc. To miasto, wygląda zupełnie inaczej kiedy oglądasz je zza czyichś pleców, a włosy rozwiewa Ci pęd powietrza. Zdecydowanie polecam każdemu w przerwie od pracy i gonienia deadlajnów!