
Powrót hydroplanów
Złota era samolotów przystosowanych do startu i lądowania z powierzchni wody skończyła się dawno temu. Nie odchodzą one jednak do lamusa.
Na szeroką skalę hydroplany pojawiły się podczas pierwszej wojny światowej, kiedy to wykorzystywano je do morskiego zwiadu i walki z okrętami podwodnymi. Potem weszły do użytku cywilnego w tych okolicach, gdzie brakowało lotnisk, pod dostatkiem było za to rzek i jezior. Ale kiedy w kolejnych dekadach lotniska, małe i duże, zaczęły pojawiać się wszędzie, hydroplany wypadły z łask.
Teraz wracają, czego najlepszym dowodem jest uruchomienie hydroplanowego połączenia międzynarodowego Vancouver–Seattle. Lot z kanadyjskiego Coal Harbour do Jeziora Union w Stanach Zjednoczonych trwa godzinę, w końcu Vancouver i Seattle leżą po sąsiedzku. Pytanie brzmi: dlaczego decydować się na hydroplany, skoro można dojechać samochodem?
Pierwszy argument jest taki, że panuje tam olbrzymi ruch i straszne korki. Drugi powód podaje Colleen Eastman z Kenmore Air: podróż hydroplany to tradycyjne doświadczenie Wybrzeża Północno-Zachodniego!
Kenmore Air i Harbour Air to przewoźnicy, którzy latają na wspomnianej trasie. To też zarazem dwie największe firmy w tej branży. Ale podkreślmy, że hydroplany latają nie tylko pomiędzy USA i Kanadą. Miami i Bahamy, Dubaj i Abu Zabi, Malediwy, a nawet Chorwacja… Na całym świecie jest ich coraz więcej!