Podróż "à la Hindu" Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Podróż „à la Hindu”

To może nie są najseksowniejsze zdjęcia jakie ktoś może przesłać z pobytu w Indiach… Ale mają swoją historię! A było to tak?

?Popieprzony pomysł? –  myślę, biegnąc przez cały peron. Zachciało mi się pociągu, zachciało mi się podróży „? la Hindu”… No to mam.

ala1

Przyszłam specjalnie 30 minut przed odjazdem i ustawiłam się tak jak panowie (nazwijmy ich Strażakami Peronowymi) kazali. Tyle, że gdy podjechał pociąg zrobiło się niesamowite zamieszanie. Ludzie zaczęli się przepychać na wszystkie strony. Moja chora stopa ze schodzącym paznokciem (Marynia w podróży to lepiej niż ?glamour?) wyła z bólu przy każdym kontakcie z innymi nogami… Masakra. Już miałam się poddać, kiedy to podszedł Strażak Peronowy i zamachnął się kijem, niczym zawodnik odbijający piłkę do krykieta. Tylko że tu nie było boiska, a stacja kolejowa i nie było piłki, a mała głowa pchającego się Hindusa, który zgrabnie odskoczył. Zapanował spokój i niczym pod wpływem magicznej różdżki wszyscy ustawili się w kolejce, bacznie obserwując fruwający kij Strażaka Peronowego, który wykonywał swoją „kijową” choreografię.

– Miss… B1, wrong side. Other end! (Panienko, B1 to zła strona. Drugi koniec!).

Pięknie… Do odjazdu 4 minuty, a ja muszę przebiec przez 12 wagonów. Nie ma zmiłuj. No to biegnę… (bluzgając pod nosem i przeskakując pod ?fruwającymi kijami?).

ala2

W Indiach pociągi są bardzo tanie, ale trzeba umieć je rozgryźć. Są tak zwane „quotas” czyli specjalnie miejsca, dla tych ?specjalnych?, dla obcokrajowców, dla uprzywilejowanych, dla tych, co jechać chcą z klimatyzacją… A że zaczęły się hinduskie wakacje, trudno kupić jakikolwiek bilet.

Spojrzałam na tą grupkę 800 osobową, wlewającą się do wagonów i z jednej strony było mi trochę przykro, że podróżuje sama, a z drugiej ucieszyłam się, że nie było grupy turystów – tym sposobem byłam spokojna o miejsce (akurat na ten pociąg przypadały 4 dla takich jak ja).

Wparowałam do właściwego wagonu, wdrapałam się na sam szczyt (trzecie piętro)… I padłam nieprzytomna.

Obudziło mnie zimno i ryk dziecka.

No bo… Tutaj nie ma przedziałów, są „przejścia” czy pół-przedziały 8 osobowe. Z każdej strony rząd trzech łóżek (przy czym środkowy ma najgorzej, bo jest zwijany jako pierwszy, żeby reszta mogła usiąść) i rządek 2-piętrowy, równoległy do przejścia.

Wlepiało się we mnie 6 par oczu. I zaczęły się pytania: skąd, gdzie, po co, na ile, dlaczego… A może herbatki? Z mlekiem oczywiście. I kolejny ryk dziecka, śmiech i śpiewy starszych Hindusek. I pytania (te już z mojej strony): o zwyczaje, o kropki, o kasty i śluby, o nietykalnych o Diwali i o Wisznu i Siwę i Brahmę… Nasz mały pół-przedział stał się najgłośniejszy, bowiem każdy miał coś do dopowiedzenia. Już nie wspomnę o wyliczaniu bóstw, kiedy to padło pytanie ile to ich w końcu jest…?

Tak mi się słodko zakręciło w głowie, podziękowałam już nie 8, a 12 osobowej gromadce i wdrapałam się z powrotem na moje posłanie, na kolejną drzemkę tej 16-sto godzinnej jazdy.

Suma sumarum… Podróżowanie „a la Hindi” jest niesamowite… Pełne kontrastów: pozytywnych i tych mniej wesołych, nad którymi medytowałam, na wpół senna, wpatrując się w wesołą gromadkę.

Ps. Będąc już w temacie medytacji melduje kochani, że znikam na kilka dni na cichą medytację z dala od świata pociągów, tuktuków, komputerów i kolorowych wpisów. Także do kolejnego!

Tekst i zdjęcia: Marynia Pawlak