
Peru, czyli nasza codzienność
Podróżnicy, zakochani nie tylko w świecie, ale i w fotografii. Izabela Handerek & Nicolas Castermans. Nicolas to miłośnik gór, a Izabela kocha poznawać lokalnych mieszkańców i ich kulturę, zwłaszcza chińską. W goforworld.com opowiadają o swoim sposobie na codzienność w Ameryce Południowej.
GFW: Peru, Boliwia, Chile ? to przecudne miejsca na świecie. Co was tam przyciągnęło? Klimat? Ludzie? Kolory?? (śmiech)
(Iza) Przede wszystkim klimat. Ameryka Południowa kojarzyła mi się z muzyką, roztańczonymi ludźmi i życiem na luzie. Zawsze kursowałam pomiędzy Azją i Europą. Przez dłuższy okres Chiny stały się dla mnie drugim domem. To tam poznałam Nicolasa, który już wcześniej był w Peru i dużo mi mówił o Ameryce Południowej. Po naszych studiach zdecydowaliśmy się udać w podróż do Peru oraz Boliwii, gdzie również odbywaliśmy staż w jednym z biur podróży. Tak oto zaczęła się nasza przygoda z wymienionymi krajami.
GFW: Gdzie teraz mieszkacie? I jak wygląda wasza codzienność? Poza oczywiście organizowaniem wypraw.
Obecnie mieszkamy w Peru w Arequipie. Jest to miasto dość europejskie, położone na rozsądnej wysokości (2500m n.p.m), otoczone przepięknymi trzema wulkanami. Większość dni w roku spędzamy na pilotowaniu naszych wypraw. Nicolas jest przewodnikiem po trekkingach oraz wspina się z turystami na wulkany, a ja zazwyczaj jestem pilotką na wycieczkach bardziej objazdowych, albo tak jak Nicolas prowadzę jakiś trekking. To zajmuje 70% naszego czasu. A kiedy mamy wolne od wypraw to często poznajemy nowe trasy, nowe trekkingi, zawsze szukamy miejsc, które jeszcze są nieznane turystom, a tak piękne. A gdy zostajemy w Arequipie, to staramy się utrzymywać naszą sportową kondycję grając w tenisa, gdzie na tej wysokości jest to sport dość męczący. Wieczorami poznajemy lokalne knajpki z latynoską muzyką. Mieszkamy w rodzinnym domu u Peruwiańczyków – naszych wspólników, więc bardzo często jesteśmy u nich na rodzinnych imprezach. Również bardzo lubimy uczyć się języków. Nicolas próbuje swoich sił w polskim i nawet dobrze mu to wychodzi, a ja doszkalam te, którymi już władam (śmiech).
GFW: Zawsze pytam o ludzi, bo to ciekawi mnie najbardziej. Jacy są lokalni mieszkańcy? Łatwo się do nich dopasować?
Lokalni mieszkańcy są super sympatyczni. Zawsze uśmiechnięci, wyluzowani, na wszystko mają czas. Totalne przeciwieństwo nas Europejczyków. Codziennie w domu, w sytuacji kiedy jak coś potrzebuję wiedzieć na teraz, słyszę od nich : Tranquilo Isabel, tranquilo… no te preocupes (Spokojnie Izabela, spokojnie… nie przejmuj się). A jak tu można się nie przejmować, gdy na przykład klient już od godziny czeka na transport na lotnisku?(śmiech)?? Czy łatwo się do nich dostosować? Jeśli chodzi o pracę, to nie. Z własnych doświadczeń mówię stanowcze nie. A jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie to oczywiście, że łatwo. Codziennie biorąc taksówkę, nie obejdzie się bez rozmowy z taksówkarzem, który jest bardzo zainteresowany naszymi krajami. Oczywiście każdy Peruwiańczyk zna Polskę poprzez Jana Pawła II oraz Lewandowskiego.
GFW: A co was urzeka najbardziej? Smaki, kultura, przyroda?
Myślę, że kultura oraz przyroda, z większym naciskiem na przyrodę. Jeśli chodzi o smaki, to niestety Peru dla mnie totalnie odpada. Mimo, że kuchnia peruwiańska jest dość znana ze swoich przysmaków to jedyne co mnie urzeka to ceviche i aji de gallina. Kultura – jest jednym z elementów dlaczego tak lubię ten kraj. Uwielbiam to, gdy podczas trekkingu spotykasz tradycyjnie ubranych mieszkańców, którzy nie przebierają się dla turystów, tylko tak żyją na co dzień. Jak widzisz zbudowane z adobe (glina pomieszana z wodą i trawa suszona na słońcu) małe pasterskie domki, w których do tej pory żyją pasterze ze swoimi alpakami czy lamami. Coś cudownego! No i oczywiście przyroda… Peru jest krajem, który ma wszystko: wybrzeże, dżunglę oraz sławetne Andy. W Peru znajdziesz jedne najpiękniejszych trekkingów na całym świecie (Huayhuash czy Ausangate). W jeden dzień możesz być na 4000 m n.p.m, a za parę godzin wejść w dżunglę. To jest to co kochamy najbardziej z Nicolasem.
GFW: Iza, pochodzisz z Żywca. Tęsknisz czasem za polskimi górami? Czy jednak to, co masz teraz, zupełnie
Oczywiście, że tęsknię! I to nie czasem, tylko codziennie (śmiech). Ja wychowałam się na Pilsku, gdzie w każdą zimę jeździliśmy na nartach z moimi braćmi i kuzynami. Na Skrzyczne wychodzę zawsze chociaż raz, jak wracam z moich podróży. Ten mój Beskid Żywiecki może nie jest tak wysoki i zróżnicowany jak Andy, ale jest zarówno piękny, bo tam mam wszystkie moje wspomnienia, mój rodzinny dom. Tak samo jest z Nicolasem, który pochodzi z francuskich Alp i za każdym razem jak wracamy do Europy, to codziennie jesteśmy gdzieś w górach – czy to we Francji czy w Polsce. To dziwne, ale zawsze, gdy jesteśmy w innym kraju, gdy podróżujemy, to wtedy dopiero zaczynamy doceniać piękno kraju, w którym się urodziliśmy. Często też tak mam, że gdzieś daleko, raz mi to się zdarzyło w Indiach, patrząc na dany krajobraz, tak mi to przypominało Polskę, że czułam się jak u siebie. Może to tęsknota, a może po prostu zwykłe podobieństwa krajobrazów…