
Ostatni lodziarz Ekwadoru
Oni szukają, a kto szuka, ten znajdzie. Szymon Opryszek i Maja Hawranek będąc w podróży do Ameryki Łacińskiej obserwują bacznie świat wokół siebie i wyłapują wyjątkowych ludzi. Takim bez wątpienia jest Baltazar – ostatni lodziarz Ekwadoru… Przygotowując się na sylwestrową podróż [zapisz się], przypominamy świetny reportaż!
Ushka, ostatni „hielero” w Ekwadorze
– Dlaczego ten lód jest taki dobry? – pytamy. – Bo ma witaminy – uśmiecha się Baltazar Ushka, ostatni „hielero” w Ekwadorze.
Mieszka na zboczu wulkanu Chimborazo. Tak jak ojciec i bracia, trudni się wydobyciem lodu z położonego na wysokości 6 tys. metrów n.p.m. lodowca. Ojciec zmarł, bracia zrezygnowali z niegdyś bardzo popularnego w Ekwadorze zawodu. Został jako jedyny. Dzięki temu jest lokalnym celebrytą.
W malutkim południowoamerykańskim kraju o Baltazarze słyszeli wszyscy. W przeciwieństwie do polskich celebrytów ten ekwadorski otoczony jest jednak wielkim szacunkiem. Jego pracę opiewają pieśni, a wizerunek widnieje na szyldzie sokarni na tyłach La Merced, placu targowego w Riobamba.
Postanawiamy go odnaleźć. Najpierw dwie godziny autobusem do wioski Cuatro Esquinas pośrodku niczego, gdzieś na zboczach wulkanu. Przez wioskę na ośle jedzie jego wnuczka, pod domem zasmarkany wnuczek bawi się ze szczeniakami. Jest poniedziałek, Baltazar dziś wypasa owce, krowy i osły. Czekają nas więc kolejne dwie godziny – tym razem pieszo – drogi przez pola i łąki.
Szukając Baltazara
Pan Ushka ma 70 lat, ok. 150 cm wzrostu, nosi brudny wełniany kapelusz i bluzę Barcelony, jednej z najbardziej utytułowanych piłkarskich drużyn w Ekwadorze. To jeden z najciekawszych wywiadów, jakie przeprowadziliśmy. Pan Ushka nie jest zdziwiony naszym przybyciem, ale zarazem nie może skupić się na rozmowie. Raz po raz zrywa się na równe nogi, przegania owce i zaczynamy od nowa.
– W czasach, gdy ludzie zaczęli kupować lodówki i zamrażarki, ten zawód się nie opłaca. Dlatego moi bracia zrezygnowali z niebezpiecznej pracy i wypasają owce. Wchodzę na wulkan dwa razy w tygodniu. Jestem ostatni. Moi synowie też nie chcą podjąć się tego zawodu – narzeka Ushka.
Będę wchodził, dopóki starczy sił
W całym kraju został tylko jeden lodziarz. A dawniej był to zawód szanowany i pożądany.
– Chyba ze trzydzieści lat wchodzę samiuteńki – opowiada Baltazar. – Czemu? To trudna, niebezpieczna i nieopłacalna praca. Przy odłupywaniu lodu może spaść lawina kamieni i zabić. Jest też bardzo zimno, młodym się tam nie chce wchodzić. Ale lód z Chimborazo ma specjalny smak.
– Czemu?
– Bo ma witaminy i jest dobry na kości – wyjaśnia lodziarz.
Za każdy blok Baltazar dostaje 5 dolarów. Podejście z biednej i zapomnianej osady Cuatro Esquinas do kopalni lodu zajmuje mu cztery godziny. Idzie żwawo mimo wieku. Po pastwiskach skacze jak kozica.
– Nie chcę, by dziedzictwo mojego ojca się zatraciło. Będę wchodził, dopóki starczy sił, dopóki Bóg nie zawoła – mówi z silnym akcentem. I pogania osły.
- Fot. Maja Hawranek i Szymon Opryszek
Autorzy: Maria Hawranek, Szymon Opryszek, Intoamericas.com