Lwi przekręt Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Lwi przekręt

Nie ma nic milszego niż kotki, pieski i wszystkie zwierzęta, które dopiero co przyszły na świat. Ich słodycz jest tak rozczulająca, że chciałoby się sprawić, aby nigdy nie dorosły. Ale kotek i piesek to nic w porównaniu z… lwiątkiem. Drapieżny kociak – pobawić się z takim to dopiero frajda! I właśnie wokół tego tematu zaczął się kręcić nielegalny i wyjątkowo wymyślny biznes.

W Afryce Południowej znajduje się obecnie około 200 gospodarstw, które opiekują się lwami. To zwierzęta, które trafiają tam z różnych przyczyn, najczęściej po to, aby chronić je przed myśliwymi.

Gdy dentysta z Minneapolis, niejaki Walter James Palmer, zabił podczas polowania słynnego lwa Cecila – w światowych mediach zawrzało. Nie wiedział, że zwierzę jest pod ochroną. To wydarzenie sprawiło, że wokół dzikich kotów, zamykanych w rezerwatach, zaczęto węszyć. A to, co wyszło na jaw – zaszokowało obrońców zwierząt.

Lwie gospodarstwa stały się raczej upiorną farmą do hodowli małych kotów. Młode, brutalnie odrywane od matek, przekazywano do tak zwanych „petting zoos”, w których turyści płacą około 30 funtów za pół godziny zabawy w towarzystwie kociątka.

Kiedy taka „kocia atrakcja” wyrośnie i staje się dorosłym lwem, los zwierzęcia jest przykry. Sprzedawane dla skóry lub kości (w Azji produkuje się wino z kości drapieżników), traktowane są jak przedmioty. Niektóre trafiają na specjalne farmy dla myśliwych, gdzie zabija się je w trakcie widowiskowych polowań.

Co gorsza – część gospodarstw jest pod opieką zagranicznych wolontariuszy, którzy nie mieli pojęcia o krwawym biznesie. Gdy dowiedzieli się, skąd tak duża ilość „lwich sierot”, wpadli w rozpacz.

Handlarze, którzy bogacą się w „peet zoos” wciąż pozostają w dużej mierze bezkarni. A cała afera, która równie dobrze może przejść bez większego echa, to dowód na to, że nieczysty biznes zawsze będzie święcił triumfy. Bez cienia litości.

Autor: Danuta Awolusi