
Łukasz Supergan: nigdy nie przekroczyłem „cienkiej czerwonej linii”
Łukasz Supergan już kiedyś pojawił się na łamach goforworld.com [PRZECZYTAJ]. Opowiadał o swoich samotnych wyprawach i książce. Niedawno zakończył ważny i niełatwy projekt: w pojedynkę, wędrował po polskich górach, zimą – od Sudetów, aż po Karpaty.
GFW: Niektórzy porywają się na samotną wędrówkę po Antarktydzie, ty pokazałeś, że równie ciekawym i wymagającym wyzwaniem są Polskie góry. To był twój najdłuższy szlak, prawda?
Najdłuższy zimą – tak. Najdłuższy w ogóle – nie. Moja najdłuższa wędrówka, z Polski do zachodniej Hiszpanii, liczyła 4000 km. Ale ta zima była faktycznie najdłuższym zimowym szlakiem. Dotychczas miałem okazję przejść 800 km trawersując Islandię w 2020 roku i 840 km podczas zimowego przejścia Karpat Słowackich. Teraz 1100 km i prawie 49 dni – to na pewno moja najdłuższa zimowa przygoda. Dotychczas! Bo nie mówię, że to moje ostatnie słowo, choć okazuje się, że zima nie jest moją ulubioną porą roku. Wymaga więcej wysiłku, sił psychicznych, treningów, cierpliwości, oszczędzania sił i większego wyposażenia.
Wyświetl ten post na Instagramie.
GFW: Co musiało przejść twoje ciało, by dać radę? I co okazało się najtrudniejsze?
Najtrudniejszy był Beskid Niski i Bieszczady. Odcinek pod koniec tych 7 tygodni, gdzie trafiłem na duży opad śniegu i kompletnie nieprzetartą ścieżkę. Niebieski szlak graniczny był kompletnie pusty i darłem ze wszystkich sił na rakietach, nie mając niemal żadnego punktu do uzupełnienia zaopatrzenia przez kilka dni.
Miałem jednak za sobą 4 miesiące intensywnych treningów od września do grudnia, lata spędzone w górach i praktykę w chodzeniu oraz po prostu znajomość własnych sił fizycznych i psychicznych. To bardzo pomaga, gdyż doświadczenie to 80% sukcesu. Pozostałych 15% to brutalna, fizyczna siła włożona w marsz, a 5% to banalne szczęście, które trzeba mieć, by nie trafić na śnieg stulecia i móc przejść.
Wyświetl ten post na Instagramie.
GFW: A co było nieprzewidzianym zwrotem akcji? A może nic takiego się nie zdarzyło?
Nie było. Mimo trudności i momentami bardzo dużego wysiłku nie było ani jednego momentu, w którym moje zdrowie lub życie byłoby zagrożone. Ani momentu, w którym na serio usiadłbym na ścieżce i pomyślał „to chyba koniec, poddaję się”. Nie było takiej dramatycznej chwili i to chyba oznacza, że moje wyposażenie, kondycja, przygotowanie i planowanie były dobrze dobrane do warunków i trasy. Czułem jak mój wydatek energetyczny wystrzeliwuje pod sufit, gdy partem przez śnieg w Beskidach Wschodnich, ale nigdy nie przekroczyłem „cienkiej czerwonej linii”.
GFW: Wziąłeś ze sobą mało sprzętu i to był strzał w dziesiątkę, prawda?
Tak. Zamiast namiotu – lekki tarp. Lekki, zimowy śpiwór o idealnie dobranych parametrach. 50-litrowy plecak, jeden komplet ubrań, prosty zestaw sprzętu do nawigacji, gotowania, fotografii, podręczne drobiazgi – w sumie około 10 kg wyposażenia i maksymalnie 5 kilogramów jedzenia i gazu. Takie obciążenie pozwoliło mi przemieszczać się sprawnie i niewielkim nakładem sił.
Wyświetl ten post na Instagramie.
GFW: Jak sobie radziłeś w kwestii odżywiania? W takich warunkach zapewne trzeba mieć jakieś specjalne zapasy.
Miałem depozyty jedzenia i gazu, które wysłane do kilku zaprzyjaźnionych schronisk (Andrzejówka, Jagodna, Soszów, Łupków), a także do znajomych mieszkających w górach. Łącznie mniej więcej co tydzień czekał na mnie niewielki zapas jedzenia i kartusz gazu, co było moja podstawą wyżywienia. Było to głównie wysokoenergetyczne i skondensowane jedzenie, które uzupełniałem jedzeniem kupowanym w sklepach po drodze. Całość wspomagałem suplementami witaminowymi.
Wyświetl ten post na Instagramie.
GFW: Napisałeś: „W żadnym momencie nie wykroczyłem poza to, co uważałbym za granicę nadmiernego ryzyka”. Czułeś się bezpiecznie, bo…?
Warunki po prostu nigdy mnie nie przerosły. Co z jednej strony oznacza, że ta zima, choć postrzegano ją jako poważną, nie dołożyła mi warunków, które byłyby nieludzkie, nie do przejścia, ponad siły. A z drugiej strony – dotychczasowe zimowe doświadczenia, dotychczasowe zimowe porażki i wyniesione z nich lekcje, praktyka zimowych wyjazdów, lekcje wyniesione z zimowej Islandii.
Wyświetl ten post na Instagramie.
GFW: Stawiasz sobie już jakieś nowe wyzwanie?
Za 3 tygodnie wyjeżdżam za koło podbiegunowe do Szwecji, aby przejść fragment szlaku Kungsleden i wejść na najwyższy szczyt tego kraju. Natomiast wakacje – mam nadzieję, bo miało to nastąpić w 2020 roku – planuję spędzić wśród wysokich szczytów Azji Centralnej. Jeśli pójdzie dobrze, wrócę mając na koncie pierwsze wejścia na 7000 metrów. Oby góry wpuściły 🙂
GFW: Trzymamy kciuki!