
Light & Hard
Oliwia podróżuje i czerpie z tego pełnymi garściami. Robi zdjęcia, zamyka rzeczywistość w obiektywie i równocześnie… stara się znaleźć smaczki, pomysły na spędzenie czasu. Z czytelnikami goforworld.com podzieli się dzisiaj zdjęciami oraz da kilka wskazówek, jak podróżować w wersji `light` i `hard`. Do dzieła!
Tekst i zdjęcia: Oliwia Papatanasis
Wiele osób myśli, że jadę na wakacje robić zdjęcia, bo one grają główną rolę na moim blogu. Oczywiście, że fotografuję, ale w biegu. Między atrakcjami, które sobie zaplanowałam.
Są różne formy odpoczynku i podróżowania. Jedni lubią relaksować się na plaży przez dwa tygodnie, inni pędzą z miejsca na miejsce, chcąc zobaczyć jak najwięcej i ładują w ten sposób swoje `wakacyjne baterie`. Ja lubię łączyć te formy podróżowania, chociaż przyznaję, że często szala przechyla się na rzecz częstego przemieszczania. Opalanie się na pięknej plaży z książką i drinkiem w dłoni to rzecz cudowna, jednak kiedy spoglądam na mapę i widzę ile ciekawych rzeczy mogę zobaczyć i zrobić w danym kraju, nie umiem się powstrzymać i buduję plan naszpikowany przygodami. Na koniec jednak staram się znaleźć choć kilka dni na mniej lub bardziej aktywny relaks. Jeżeli ciągły ruch nie jest tym, co lubimy, zawsze można aktywność fizyczną wpleść delikatnie w nasz wakacyjny plan. A jest w czym wybierać, są bowiem wersje `ulgowe` i te stanowiące prawdziwe wyzwanie dla podróżnika.
Podróż w wersji light i hard
Wersja `light` to ciągłe pobudki w nocy, aby zobaczyć coś, gdzieś o wschodzie słońca. Do tego niezbyt długie trekkingi. I tak z dnia na dzień. Bywa ciężko, ale nie można nie docenić tej chwili, w której świat budzi się do życia, a my możemy w tym uczestniczyć. Zachodom słońca też niczego nie brakuje, potrafią zachwycić kolorami. Czasem tylko nieco ciężej je uwiecznić. Każdą podróż można zaplanować nieco inaczej.
W ramach odmiany można na przykład starożytne miasta zwiedzać na wypożyczonym rowerze, cały dzień, spokojnie, według własnego planu. Poza tym w ruchu opala się najlepiej 😉
Podróżnik aktywny
Rafting kusi w wielu miejscach, chociażby w Tajlandii. W okolicach Chiang Mai, które wypełnione jest pięknymi świątyniami oraz świetnym jedzeniem, można spróbować przepłynąć rzekę pontonami. Przygoda dobra dla każdego, dużo śmiechu i wiosłowania. Jak przewodnik zechce, może być i mały lub większy „splash”. W miejscach ze spokojniejszym nurtem warto oglądać otaczającą nas przyrodę i chłonąć spokój tego miejsca. Raftingu można też spróbować na Bali, jednak tam pora roku ma większe znaczenie i warto najpierw sprawdzić poziom wody – zbyt niski pokrzyżuje nam plany.. Na rafting można dojechać polnymi drogami na quadach.
Pozostając przy wodzie i górskich rzekach na pewno warto spróbować canyoningu. Ponoć świetny jest w okolicach jeziora Garda we Włoszech. Żałuję, że nie skorzystałam ostatnim razem, ale wszystko przede mną!
I oczywiście nieśmiertelne kajaki. Na jeziorze (np. Maggiore), na morzu (np. koło Ao Nang, Krabi), rewelacyjny sposób na spędzanie czasu nad wodą. Trochę ruchu, a do tego piękne widoki i poczucie swobody… Na liście marzeń plasuje się u mnie kite surfing, surfing, stand up paddle.
Podróżnik nieco zmęczony
Można też porządnie się zmęczyć. Na przykład podczas trekkingów. Wybór jest spory. Krótsze, dookoła znanych gór, w parnej dżungli, lub dłuższe i bardziej wymagające, na przykład dwu, trzy dniowe, które pozwalają nam zdobywać szczyty. Czasem śpi się w dormitorium w schronisku, czasem pod namiotem, mogąc podziwiać wschody i zachody słońca, leżąc „w łóżku”. Wyprawy rządzą się swoimi prawami. Nieraz rzeczy noszą za nas porterzy, a my dźwigamy tylko nasze osobiste bagaże i wodę, a czasem wszystko jest na naszych barkach – każda wyprawa ma swoje zasady. Można zdobywać niezwykłe góry, jak Kinabalu na Borneo lub nieziemskie wulkany jak Rinjani w Indonezji. Podczas wstawania o drugiej w nocy zgrzyta się zębami, a trud zdobywania szczytu czasem stanowi wyzwanie… Jednak smak zwycięstwa jest nieoceniony. Dla takich chwil warto się pomęczyć. Pamięta się o nich latami.
Jeżeli można się wspinać, można również schodzić w dół. Odkąd zaczęłam nurkować, nie mogę wyjść z podziwu jak wiele ma nam do zaoferowania woda. To wielka fajda nurkować spokojnie i podziwiać ryby, żółwie i rafy koralowe, nurkować w miejscach głębszych i podziwiać barakudy i rekiny. A dla pragnących nowych wrażeń zawsze znajdą się jakieś wraki statków. Oczywiście przy tym wszystkim należy pamiętać, że nurkowanie to wymagający sport i lepiej mieć dobrą kondycję, jeśli chce się nurkować trzy razy dziennie, a kurs zrobić ze sprawdzoną firmą i przyłożyć się zarówno do teorii jak i praktyki. W końcu uczymy się dbać o swoje życie i zdrowie. Jeżeli jednak nurkowanie to dla nas nieco za dużo pamiętajmy o snorkeling’u, pływając z rurką także możemy wiele zobaczyć i aktywnie spędzić czas.
Caving – coś nowego
Warto pomyśleć o czymś, co zwie się caving. Chociażby w malezyjskim Mulu, w którym można odwiedzić największą komnatę świata zwaną Sarawak. Jeżeli nie mieliśmy wcześniej do czynienia z eksplorowaniem jaskiń, najlepiej zacząć od niższego poziomu i odwiedzać kolejne jaskinie, zwiększając swoje umiejętności. Na miejscu dostajemy uprząż i kask oraz przewodnika, który przeprowadzi nas bezpiecznie przez jaskinie. W niektórych z nich przyda się umiejętność pływania, aby pokonać część trasy rzeką, na szczęście płynąc z prądem. Jest w czym wybierać, to prawie 200 kilometrów ścieżek pod ziemią!