Kraj, który odwzajemnia miłość Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Kraj, który odwzajemnia miłość

Gruzja to dobry kraj do podróżowania: zachwyca urodą, kusi dobrym jedzeniem, nęci mityczną wręcz gościnnością. I co najważniejsze: Polaków tam kochają.

Sierpień 2008. Rozpoczyna się olimpiada w Pekinie, a Putin wkracza na teren Osetii Południowej, separatystycznej republiki Gruzińskiej, wdając się w kilkudniowy konflikt zbrojny. Do Tbilisi leci prezydent Lech Kaczyński, by wraz z innymi przywódcami poprzeć Gruzinów w walce z Rosją. Gruzja jest na oczach świata, coraz więcej w telewizji migawek z tego kaukaskiego kraju, który zakochuje się w naszym prezydencie. Od tego momentu wiem już, że chcę pojechać do Gruzji.

Wznieść toast z baraniego rogu

Sierpień 2010. Nie ma jeszcze tanich połączeń na Kaukaz. Ci, którzy mają czas, jadą drogą lądową przez Turcję. Tanie loty to przyszłość, więc za podróż lotniczą trzeba zapłacić 1-2 tys. złotych.

Na miejscu zachwyt typowy dla neofity. Smakują pierogi chinkali, placek chaczapuri, dziwnie wyglądająca czurczela, mtsvadi, czyli gruziński szaszłyk. Odkrywam ostri ? zupę gulaszową, ostrą jak żyletka, z dużą ilością kolendry. Na najlepsze ostri trafiam w Tbilisi, w małej knajpce, do której zawsze będę wracał, gdzie przesiadują przede wszystkim rdzenni mieszkańcy. Brzmi, jak banał, ale najlepiej jadać tam, gdzie jedzą miejscowi. O gruzińskim jedzeniu można napisać tomy, bo jest tak różnorodne i zaprzyjaźnia się szybko z polskim podniebieniem. Smakuje szczególnie posiłek podany od serca, z domowych produktów lub półproduktów. Do tego rzecz jasna wino, którym można zapijać się niemal bez umiaru, bo w rozsądnej ilości nie powoduje kaca i jest lekkie. Ponoć w Gruzji istnieje kilkaset gatunków win, choć bliższe prawdy jest to, że co dom, to inny gatunek. Dopiero przy drugiej podróży będzie mi dane, jak podczas prawdziwej supry(uczty), wychylić toast z baraniego rogu.

W Poti, nad Morzem Czarnym, burza. Niebo rozdzierają błyski, jak flesze aparatu. Zwijam namiot, uciekając z plaży w pierwsze zabudowania. Przygarnie mnie Gruzin, wypędzony podczas bratobójczej walki między Abchazami a Gruzinami, który będzie ronił niemal krokodyle łzy, opowiadając, jak niegdyś było w jego „kochanym Suchumi”. Wiele mamy wspólnego z Gruzinami: temperament, gościnność, czy zawiłą i pisaną krwią, historię.

 

 

Stalin trafia do plecaka

Maj 2012. LOT otwiera bezpośrednie połączenie do Tbilisi. Rusza rzeka turystów z Polski, choć tak naprawdę prawdziwy potop polski nastąpi za rok, kiedy niebo otworzy się dla taniego przewoźnika WizzAir. Jeszce Gruzini nie są zmanierowani i nastawieni na szybki zysk. Trafiam na samych przyjaznych ludzi. W Bordżomi, u fryzjera, który jest tak wysoki, że mógłby być koszykarzem, widzę na ścianie odlew profilu Stalina, najsłynniejszego, niestety, Gruzina. Fryzjer bez chwili namysłu oddaje mi podobiznę tyrana, choć widzę po bladej plamie na ścianie, że musiała wisieć kawał czasu. Potem dziwnie się będę czuł, oglądając maskę pośmiertną Stalina, w jego muzeum w Gori. Ciekawy obiekt, bo to muzeum w muzeum, gdyż ekspozycja nie była zmieniana od 1979 roku, kiedy obchodzono setną rocznicę urodzin dyktatora. Warto się też rozsiąść w pancernej salonce, którą Stalin podróżował po świecie. Dojechał nią na słynną konferencję w Jałcie.

W drodze do Signagi, położonej w Kachetii, która uznawana jest za winną stolicę kraju, zatrzymujemy się na trasie. Nieopodal wiekowe małżeństwo pracuje w polu. Mężczyzna wyjmuje ser, kawałek chleba i cza-czę. Ognistą wódkę, którą, jak sam mówi, pije co dnia o poranku od kilkudziesięciu lat. Dla zdrowia. Siadamy, jemy, zapijamy w ostrym, majowym słońcu.

w_drodze

Wyprawa po złote runo

Grudzień 2012. Pierwszy raz w Gruzji zimą. W Tbilisi lekki mróz, za to w Batumi można przechadzać się w bluzie. Już widać w hostelach, czy po rozmowach z ludźmi, że Polaków zatrzęsienie. Pokłosie tanich lotów i książek „Gaumardżos” małżeństwa Mellerów i „Georgialików” Katarzyny Pakosińskiej. Wszyscy chcą zobaczyć kraj, gdzie każdy gość jest przyjmowany z honorami, jedzenie wyśmienite, a krajobrazy wprawiają w zachwyt. W Gonio, blisko granicy tureckiej, starożytne ruiny fortyfikacji rzymskiej. Lubię mityczny i legendarny rodowód gruziński. To tutaj przypłynął do ówczesnej Kolchidy Jazon i Argonauci po złote runo, a Prometeusz miał być przykuty do Kazbeku za wykradnięcie ognia bogom. Nie sposób zapomnieć o królowej Tamar (w Gruzji większość kobiet nosi jej imię), której rządy to „złot wiek” Gruzji, czy świętej Nino, dzięki której Gruzja w 337 roku przyjęła chrześcijaństwo. Po świętej Nino pozostał widoczny niemal na każdym kroku krzyż, opleciony warkoczem, którego ramiona opadają pod naporem ludzkich trosk.

Tbilisi2

Jesteś gościem, będzie gratis

Wrzesień 2014. Wszędzie Polacy. Ceny poszły w górę, a za 45 km podróży z Mestii do Uszguli kierowcy życzą sobie blisko 400 zł od osoby. Kosmos. W ogóle, coraz trudniej trafić na spokojnego Gruzina, dla którego nie będziemy okazją do zarobków. Trzeba jednak szukać, jeździć w tereny rzadko odwiedzane przez turystów. Zwiedzam południową Gruzję, trafiając do Chulo. – Skoro jesteś z Polski, to otworzymy ci zamknięty hotel ? proponuje napotkany mężczyzna. W zadymionej knajpce wszyscy stawiają mi kolejki, właścicielka wyszynku co rusz przynosi coś gratis, bo jestem gościem.

mcchetaOdwiedzam też dawną republikę gruzińską Abchazję, która od ponad 20 lat próbuje być suwerennym państwem, ale praktycznie nikt jej nie uznaje od czasów wojny domowej. W Gruzji tęsknią za Abchazją, bo uważają ją za swoją, ale Abchazji nie tęsknią za Gruzinami, bo uważają ich za wrogów. Przed wyjazdem do republiki w Zugdidi kobieta opowiada mi, jak to jej żyło się w Abchazji, ale została wypędzona. Spotykam ją po powrocie i żałuję, że nie odwiedziłem jej domu, aby sprawdzić, kto tam teraz mieszka. Ja bez problemu dostałem się do tego parapaństwa, ona od niemal 25 lat nie może do niego wrócić.

Gruzja zachwyca ludźmi, krajobrazami, bo na przestrzeni kilkuset kilometrów płaskowyże, czy stepowy zmieniają się w górzyste tereny, aby zaraz przejść w strefę subtropikalną. Urzeka architekturą, bo w całym kraju, w najbardziej zaskakujących miejscach możemy natrafić na kilkusetletnie klasztory, czy szczątki warowni wojennych. Nie jest jeszcze skrępowana zakazami, nakazami, przepisami i można się czuć swobodnie, a co najważniejsze bezpiecznie. No, może na drogach mniej, bo Gruzini to szaleńcy za kierownicą.

Kraj się zmienia dynamicznie, coraz więcej w nim turystów, co powoduje, że niektórzy Gruzini patrzą na nich, jak na bankomat. Trzeba jednak zboczyć ze szlaku, pojechać w mniej uczęszczane rejony, żeby trafić na bezinteresownych ludzi. Żeby poczuć ten kraj.

 

Autor: Karol Fryta