
Jaki świat jest naprawdę?
Anita Demianowicz: podróżniczka, fotografka, czasem przewodniczka. Organizuje znany wszystkim miłośnikom podróży festiwal TRAMPki-Spotkania Podróżujących Kobiet. Od jakiegoś czasu mieszka w Salwadorze, gdzie zastała ją pandemia. Jak sobie radzi? I co próbuje pokazać poprzez swoje podróże?
Anitę znajdziecie: Instagram | www | Facebook
Twoja relacja z Salwadoru była mocna. Cyklon, powódź – jaka sytuacja jest teraz? I jak się czujesz, znajdując się tam właśnie w takim czasie?
Anita Demianowicz: Sytuacja nie jest łatwa dla wielu osób. Przede wszystkim dlatego, że od ponad osiemdziesięciu dni jesteśmy na kwarantannie, a od ponad 30 dni na ścisłej kwarantannie, co oznacza, że zlikwidowany jest transport publiczny, a na zakupy, do apteki czy lekarza można wyjść tylko w dni wskazane przez rząd, zgodnie z ostatnim numerem w dowodzie osobistym, np. poniedziałek na zakupy mogą iść osoby z końcowym numerem 0, 1, 2, we wtorek z 3,4, w środę 5 i 6, w czwartek 7,8, 9 i potem zaczyna się od nowa. Mimo tego, że można wyjść na zakupy, to nie ma i tak jak dojechać. Jeśli ktoś nie posiada samochodu, ma problem. Ludzie, którzy muszą się dostać do pracy, czasami muszą pokonywać wiele kilometrów na piechotę. Ja na przykład musiałam w jedną stronę iść 8 km, by zrobić zakupy w sklepie itd.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Przez 80 dni większość osób nie może pracować i ludzie cierpią z głodu, a do tego wszystkiego przyszedł jeszcze cyklon i powódź, która najbardziej poszkodowała najuboższych. Tysiące osób potraciły dach nad głową. Tysiące nie ma co jeść. Jak się czuję? Szczerze, to wolałabym być w Polsce, gdzie mogłabym iść pobiegać do lasu, wyjść na rower, a chyba już teraz nawet pójść do kina. Tu od ponad osiemdziesięciu dni nie mogę zrobić nic, poza byciem zamkniętą w czterech ścianach. Tu nawet oficjalnie nie można wyjść na spacer z psem.
Póki co nie mam jednak wyjścia i muszę tu być. Czekam aż otworzą granice i przywrócą loty. Staram się jednak zrobić coś dobrego. Założyłam zrzutkę i zbieram pieniądze na pomoc rodzinom salwadorskim, które ucierpiały podczas cyklonu.
W swoich mediach społecznościowych pokazujesz różne oblicza Salwadoru – gangsterskie porachunki, polityka… To ważne dla ciebie, by pokazywać swojej społeczności wszystkie cienie i blaski odwiedzanych miejsc? Bo moim zdaniem to super ważne i oczywiście potrzebne. Przecież podróże to nie tylko pocztówkowe widoki.
Anita Demianowicz: Kiedyś głównie pokazywałam piękne miejsca. Teraz oczywiście też to robię, bo kocham fotografować piękne miejsca. Zawsze podczas moich podróży jednak starałam się poznawać kraj, który odwiedzałam nie tylko od tej pięknej, turystycznej strony, ale przede wszystkim od tej prawdziwej, nie utkanej na potrzeby turystów. Tak, jak mówisz, podróże to nie tylko pocztówkowe widoki. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi jedzie odpoczywać podczas urlopu i wiele osób chce zapomnieć o problemach. I to zrozumiałe. Ja jednak lubię wiedzieć nieco więcej o kraju niż to, co warto zobaczyć i czego spróbować. I to, szczególnie ostatnimi trudnymi czasy, staram się pokazywać. Wcześniej myślałam, że ludzie nie bardzo o takich rzeczach będą chcieli słuchać. Ale okazało się, że jednak interesuje ich to bardziej niż 10 miejsc, które warto zobaczyć gdzieś tam..I co mnie zaskakuje, ludzie właśnie tym są zainteresowani. Pisza do mnie z podziękowaniami, że pokazuję im prawdziwe, codzienne życie, choć w sumie ciężko mówić obecnie o normalnym życiu w tej niecodziennej dla wszystkich sytuacji, jaką jest pandemia.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Jestem psiarą. Więc muszę zapytać – jak się miewa Yuka? Skąd się wzięła? Uwielbiam twoje podejście: Zdałam sobie sprawę, że po prostu nie muszę pojechać wszędzie i jeśli się nie da gdzieś z psem, to po prostu tam nie pojadę. A gdzie będę musiała pojechać że względu na pracę i z psem się nie da, to po prostu coś wymyślę. Koniec z wymówkami. To prztyczek w nos dla wielu osób, którym zwierzęta się… „nudzą”.
Anita Demianowicz: Yuka ma się bardzo dobrze. Rośnie jak na drożdżach, choć i jej doskwiera kwarantanna i brak możliwości długich spacerów, szaleństw na plaży czy spacerów górach. Yukę przygarnęłam zaraz praktycznie po przyjeździe do Salwadoru. Szukałam psiaka, bo to zawsze było moje marzenie. No i znalazłam Yukę zupełnie przypadkiem. To była miłość od pierwszego wrażenia.
Wyświetl ten post na Instagramie.
To nie jest prztyczek w nos. Po prostu mówię jak jest, bo ja sama wiecznie szukałam wymówek. Chcę żeby Yuka, gdy tylko to będzie możliwe, jeździła ze mną. A jeżeli to nie będzie możliwe, trudno. Coś wymyślę, albo nie pojadę. Nie ma nic fajniejszego dla mnie teraz niż poranek, kiedy Yuka wspina się po mnie i liże, witając się po długiej nocy.
Na koniec proste, a może trudne pytanie: które miejsce chciałabyś zobaczyć z Yuką u boku? Masz jakieś nowe, podróżnicze marzenie?
Anita Demianowicz: Nowych, podróżniczych planów nie mam. Cały czas są te same: przejechać rowerem z Kanady do ziemi ognistej, odwiedzić Peru, pofocić w Namibii. Ale tak naprawdę po trzech miesiącach w uwięzieniu na salwadorskiej kwarantannie moje marzenia na chwilę obecną się przewartościowały. Marzy mi się po prostu trekking w góry z Yuką, spacer po plaży i jakiś wypad rowerowy. I to wcale nie na drugim końcu świata, bo po Polsce (choć w sumie po drugiej stronie świata, bo obecnie jestem cały czas przymusowo w Salwadorze). I oczywiście zamierzam te marzenia zrealizować, jeśli tylko w końcu uda mi się wrócić do Polski. Już rozglądam się za przyczepką dla Yuki.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Fot. główne Marcin Kęsek