
Islandia – raj na Północy
Wciąż Europa, jednak bliżej stąd do Grenlandii, powstała na styku płyt kontynentalnych, odległa, a jednak coraz bardziej dostępna – Islandia. Siatka linii lotniczych pozwala na szybki i tani transport na wyspę lodu i ognia. W 4 godziny możemy znaleźć się w miejscu, które przy odrobinie wyższej temperaturze zamieniłoby się w raj na Ziemi. Tylko czy wtedy nie straciłoby swojego uroku?
Islandię odwiedziłem we wrześniu, tuż po rekordowym lecie na tej chłodnej wyspie (kilkanaście stopni w lipcu!) oraz w momencie gdy, wyjątkowo wcześnie, pojawiła się zorza polarna. Zorza polarna, która podobnie jak słynne Maskonury, ku wielkim oczekiwaniom, okazała się bardzo kapryśna i wolała chować się za chmurami, niż ?tańczyć? na niebie. Może to dobrze, jest po co wrócić.
Pogoda na Islandii jest zmienna, raz pada, innym razem świeci słońce, ale nieprzerwanie wieje. Nie dziwmy się, gdyby nie wycięto wszystkich drzew byłoby za czym się schować, a teraz mamy nieograniczony horyzont i pogodę zależną od tego co wiatr przyniesie. Nieograniczony horyzont? W żadnym wypadku! Mgła i towarzysząca jej aura tajemniczości tworzą niezwykły klimat. Jest fotogenicznie, a chwila, gdy z klifu nie widać morza – to przepaść bez dna…
Z Islandią, podobnie jak z najbardziej kapryśnym przyjacielem, trzeba się przyzwyczaić do humorów i nauczyć się zasad współżycia. Wielowarstwowe ubranie, przeciwdeszczowe, komfortowe, przygotowujesz się, ale nie wszystko dostaniesz na dłoni, trochę cierpliwości i dopiero można razem góry zdobywać.
Wyspę otacza droga nr 1, miejscowa autostrada, najdłuższa trasa, miejscami jedyna do przemieszczania się pomiędzy kolejnymi punktami. Co odważniejsi, lub też lepiej przygotowani, zjeżdżają w Interior, opuszczony środek wyspy. Wygodni kończą na Golden Circle, a Ci z wielkim apetytem, jednak w małej osobówce przemierzają właśnie Route 1.
Dwóch przyjaciół. 2500 km. 7 dni. Niezliczone wodospady, pieniące się wręcz pod kołami. Jęzor lodowca, który prawie dotyka drogi. W końcu nagły koniec twardej nawierzchni i wielokilometrowa trasa szutrowa po brzegach Fiordów Zachodnich. Owce, mające pierwszeństwo przed każdym pojazdem. Nieliczne osady. Kierunkowskazy, mówiące na co zwrócić uwagę.
Ominięcie jednego z nich to podjęcie ryzyka, że wrócisz niespełniony. Zatrzymujesz się w każdym możliwym miejscu. Te największe, najpopularniejsze informują o tym dużym parkingiem, ale jest gro takich, gdzie naciskasz hamulec zauroczony widokiem. Cisza, spokój. Tylko dźwięk rwącej rzeki. Poczucie grozy na czarnej plaży, gdzie morskie fale wciągnęłyby Ciebie, gdyby nie zabawa współtowarzysza, który rozwala je puszczając kaczki. Czujesz się jak odkrywca, pierwszy człowiek stawiający odcisk buta w tym miejscu.
Islandia to niezwykłe miejsce. Mimo małej powierzchni zmienia swój krajobraz, w zależności od strony świata, kierunku wiatru, czy też humoru Matki Natury, która w danym miejscu zamieniła wszystko w czarne pustkowie powstałe w wyniku osadzenia się pyłu powulkanicznego.
Niezwykłe formy rzeźbione przez wodę spływającą z lodowców, czy też buchająca parą ?gotująca się? ziemia na polach geotermalnych. Jednego dnia czujesz się jak na obcej planecie, jak w podzwrotnikowym raju, jak na skandynawskich fiordach, czy też przekraczając granicę koła podbiegunowego.
Tylko tej zorzy i maskonurów żal, trzeba wrócić!