
Drogi Ameryki
Gdyby kilka miesięcy temu ktoś zapytał mnie o pierwszą rzecz, która kojarzy mi się ze Stanami Zjednoczonymi, byłaby to z całą pewnością rozświetlona panorama Nowego Jorku lub innego z wielkich miast Ameryki, które miałem okazję fotografować podczas wcześniejszych podróży. Nie ma w tym nic zaskakującego ? obraz USA w popkulturze to przede wszystkim wieżowce, ulice pełne fast foodów i żółtych taksówek, mania wielkości oraz wizja pożądanego przez wielu zachodniego stylu życia ? a wszystko to pod kultową, biało-czerwono-niebieską flagą z gwiazdkami. Moja percepcja zmieniła się niedawno, gdy podczas kolejnej wizyty w USA zdecydowałem się na wynajęcie samochodu i odwiedzenie kilku z najbardziej znanych parków narodowych Ameryki – Yosemite, Wielkiego Kanionu oraz Doliny Śmierci. W ten sposób narodziła się niezwykła przygoda, o której fragmentach opowiem Wam także od strony technicznej, tak, by ułatwić zaplanowanie podobnej podróży w przyszłości.
Często spotykam się z opinią (z którą się kompletnie nie zgadzam), że najlepszym i najciekawszym punktem Stanów Zjednoczonych jest Nowy Jork. Pomimo jego wielu zalet i dziesiątek atrakcji przyciągających co roku miliony turystów, jestem zdania, że znacznie bardziej interesującym miastem jest położone na zachodnim wybrzeżu San Francisco. Istotną rolę odgrywają tu indywidualne preferencje ? w odróżnieniu od gęstego, nieco szarego i przytłaczającego Nowego Jorku, San Francisco jest mniejsze, bardziej zielone, przełamane charakterystycznymi wzgórzami i otoczone wodami zatoki San Francisco oraz Oceanu Spokojnego. Takie połączenie sprzyja pieszym wędrówkom z aparatem, czyli temu, co na wyjazdach lubię robić najbardziej. Jednak podstawową zaletą tego miasta jest dla mnie lokalizacja ? bliskość oceanu, zagłębia technologicznego znanego jako Dolina Krzemowa, a także parków narodowych Sekwoi i Yosemite. W zasięgu jest również największe miasto Kalifornii ? Los Angeles, które dzieli niecałe 6 godzin jazdy. Z tego powodu pobyt w tym regionie warto urozmaicić o wynajęcie samochodu, które ułatwi dotarcie do wyżej wymienionych miejsc.
Zanim przejdę do opisu odwiedzonych lokacji, warto tutaj wspomnieć w kilku słowach o technicznej stronie całego przedsięwzięcia. Wypożyczenie auta w USA jest stosunkowo łatwe – do tego celu potrzebujemy jedynie karty kredytowej i paszportu. Opłaty różnią się dosyć znacznie zależnie od wybranego modelu, wypożyczalni, pakietu ubezpieczenia i dodatkowych usług: cenę jednego dnia korzystania ze średniej klasy samochodu (wraz z ubezpieczeniem i paliwem) bez większego problemu ograniczymy do poziomu poniżej 100 dolarów, co przy rozłożeniu kosztów na kilka osób nie jest ogromnym wydatkiem. Warto jednak pamiętać, że zwrot samochodu w innym mieście znacznie podnosi stawki ? właśnie dlatego najlepiej ułożyć plan tak, by docelowo wrócić do punktu początkowego. W moim przypadku najlepiej sprawdziła się koncepcja wynajęcia auta w San Francisco, a następnie drugi raz w Las Vegas.
Pierwszym celem na trasie był park narodowy Yosemite, oddalony o około 250 kilometrów od San Francisco; przejechanie tej trasy zajęło niecałe trzy i pół godziny. Już sama jazda była ciekawym doświadczeniem: krajobraz stopniowo zmieniał się z nizinnego na górski, a pogoda – z łagodnego klimatu oceanicznego wybrzeża na typowo zimowy. Trasa początkowo prowadziła przez gęstą zabudowę miejską wokół zatoki San Francisco, między innymi miasto Oakland, następnie przez mniejsze miejscowości, by w końcu zmienić się w krętą drogę prowadzącą przez lasy i górskie rejony. Obserwowanie tej różnorodności stanu Kalifornia było fascynujące, jednak najlepsze czekało dopiero po przekroczeniu granic parku narodowego Yosemite. Tutaj sceneria była już typowo zimowa, a wjazd w głąb rezerwatu wymagał montażu łańcuchów na koła samochodu.
Yosemite to ogromna przestrzeń, którą gęsto porasta las. Trasa przez park prowadzi wzdłuż skalnych ścian, a rozmieszczone w regularnych odstępach punkty widokowe pozwalają zatrzymać się i podziwiać bezkres otaczającej nas przestrzeni. Napotkane tam widoki ciężko opisać słowami – myślę, że najlepiej oddają to moje zdjęcia. Przejazd przez park nie jest jednak łatwy, o czym przekonało się wielu kierowców mijanych na trasie – źle założone łańcuchy lub brak przygotowania do jazdy w zimowych warunkach wielokrotnie powodowały konieczność interwencji służb ochrony parku, skutkując zablokowaniem ruchu na jednopasmowej drodze. Przejazd przez Yosemite zajął jednak więcej czasu niż zakładałem, przez co do kultowego punktu widokowego na masyw El Capitan dotarłem dopiero późnym popołudniem. Był to jednak idealny moment na wykonanie zdjęć w świetle ostatnich promieni zachodzącego słońca, a następnie powrót do San Francisco.
Podobnie jak w przypadku Yosemite, wynajęcie samochodu było najlepszym sposobem na odwiedzenie dwóch innych parków narodowych zachodnich Stanów Zjednoczonych, czyli Wielkiego Kanionu Kolorado i Doliny Śmierci. Tu dystans podróży był jednak większy, gdyż w obu wypadkach dojazd z bazy wypadowej w Las Vegas zajął prawie 5 godzin. Dlaczego stolica hazardu w stanie Nevada stanowiła punkt początkowy? Ano dlatego, że znajduje się ona mniej więcej w połowie drogi między dwoma wspomnianymi wyżej rezerwatami, a dodatkowo stanowi atrakcję samą w sobie. W połączeniu ze stosunkowo niskimi cenami noclegów, wynajmu samochodów i lokalnych rozrywek, Las Vegas z całą pewnością uatrakcyjni podróż przez zachodnie stany Ameryki.
O Wielkim Kanionie napisano już wiele. Dolinę rzeki Kolorado w stanie Arizona na dystansie dziesiątek kilometrów otaczają strome skalne zbocza, które można okrążyć jedną z dwóch tras: pętlą południową lub północną. Za sprawą ograniczonego czasu zdecydowaliśmy się tylko na pierwszą z nich, która uważana jest za ciekawszą – głównie ze względu na lepsze widoki i krótszy dystans. Istotnie, wrażenie, jakie zrobił na nas kanion, było olbrzymie. Podobnie jak w przypadku Yosemite, kluczem było tutaj zatrzymywanie się przy kolejnych punktach obserwacyjnych i piesze wędrówki po okolicy, dzięki czemu można w pełni docenić piękno naturalnego krajobrazu.
Zupełnie innym doświadczeniem okazała się wizyta w parku narodowym Doliny Śmierci we wschodniej części stanu Kalifornia. W odróżnieniu od Yosemite i Wielkiego Kanionu, trasa prowadziła przez bezkres otwartej przestrzeni, a nie wzdłuż zboczy, przepaści lub określonych atrakcji. Właściwie cała droga była zbiorem niezwykłych punktów widokowych; te wskazane przez służby parku, m.in. kultowy Zabriskie Point, stanowiły jedynie dodatek. Kluczem do doświadczenia ogromu Doliny Śmierci było zatrzymywanie się w miejscach oddalonych, przypadkowych. To właśnie tam najłatwiej było poczuć panującą kompletną ciszę i pustkę skalistej przestrzeni, którą otaczały oddalone o wiele kilometrów górskie zbocza. Moją uwagę zwróciła także różnorodność tego miejsca: oprócz skał charakterystycznym elementem były tam też wydmy, ale również ogromne przestrzenie wyschniętych jezior.
Pomimo powierzchni porównywalnej do polskich województw, Yosemite, Wielki Kanion i Dolina Śmierci stanowią jedynie niewielki wycinek prawdziwego oblicza Ameryki, które najłatwiej doświadczyć poprzez zorganizowanie prywatnego transportu. Jazda samochodem przez bezkres zachodnich Stanów to czysta przyjemność, a jednocześnie niezwykłe doświadczenie, które nie ogranicza się tylko do wizyt w parkach. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że pobyt w miastach warto ograniczyć do minimum, zamiast tego skupić się na rezerwatach, bezdrożach, małych miasteczkach i atrakcjach spotkanych na trasie. W takim wydaniu wyprawa do Ameryki będzie ciekawsza, bardziej inspirująca, a przede wszystkim różnorodna.