
Cuda Walencji: trzeba zobaczyć!
Walencja jest jak hiszpański Kopciuszek. Po macoszemu traktowana przez turystów, licznie odwiedzających rozkapryszoną Barcelonę, zapatrzony w siebie Madryt czy zalotną Andaluzję. Obdarzona naturalnym pięknem, rozkwitła dzięki dobrej wróżce, a właściwie dwóm czarodziejom – Santiago Calatrava i Felixowi Candela.
Zacznijmy jednak od początku. Osada pamiętająca czasy przed Chrystusem, dzisiaj oferuje przybyszom wszystko, co najlepszego zgromadziła przez stulecia swojego istnienia. Prezentuje pamiątki po rzymskich legionach, arabskim panowaniu, aragońskiej dumie i chrześcijańskich wpływach.
Możemy spacerować wąskimi uliczkami, odwiedzać niezwykle piękne kościoły z dachami pokrytymi charakterystyczną granatową dachówką, korzystać z hiszpańskiego stylu życia, przesiadując godzinami w tapas barach nad filiżanką cafe con leche, obserwując ruch na zatłoczonych placach. Możemy. Tylko, że to oferuje prawie każde hiszpańskie miasteczko czy wioska. Na szczęście Walencja obfituje w rarytasy dostępne tylko tutaj.
Raj dla biegaczy, joginów, fanów rolek i dzieci
Oczywiście mogę opowiadać o giełdzie jedwabiu La Lonja wpisanej na listę UNESCO lub o legendarnym Świętym Graalu pyszniącym się w kolekcji walencjanskiej katedry, ale tego nie zrobię. Dlatego, że nie ważne czy jesteś mieszkańcem czy turystą, czy szukasz ochłody w skwarne popołudnie, ciszy w godzinach szczytu, czy ochrony przed wiecznie wiejącym tutaj wiatrem. Nie ma znaczenia, kim jesteś i czego potrzebujesz, bo wszystko to znajdziesz w 11 kilometrowym parku, biegnącym środkiem miasta.
Po wielu powodziach, z naciskiem na ostatnią, szczególnie katastrofalną, władze miasta postanowiły przenieść rzekę poza granice Walencji. W opuszczonym korycie, wbrew pierwotnym planom utworzenia drogi szybkiego ruchu, stworzono park. Nazywana na pamiątkę płynącej tędy rzeki – Turią, zielona odskocznia od codzienności miasta, okazała się strzałem w dziesiątkę. Teraz można podziwiać tam rośliny sprowadzone z egzotycznych krain, ochłodzić się w licznych, wymyślnych w formach fontannach, czy poprawić formę w siłowni na wolnym powietrzu. Raj dla biegaczy, joginów, fanów rolek i dzieci. Zamiast tradycyjnego placu zabaw można wdrapać się na śpiącego… Guliwera i zjechać jedną z lin, którą związały go Liliputy.
Dzieło `dobrych wróżek`
Park rozpoczyna się ogromnym zoo bez krat, czyli BioParkiem, a kończy Miasteczkiem Nauki i Sztuki. I tutaj właśnie do dzieła wkroczyły dobre wróżki. W opuszczonej i nieciekawej portowej dzielnicy stworzyli świat rodem z filmów Georga Lucasa (czasem naprawdę można spotkać żołnierzy Imperium, spacerujących z aparatami fotograficznymi). Kompleks najnowocześniejszych budynków, utrzymany w bieli i błękicie zapiera dech w piersiach. Iluzje wzrokowe i intersujące zjawiska akustyczne spotykane tu na każdym kroku, są swego rodzaju hołdem złożonym przez architektów królowej nauk – fizyce. Spragnieni wiedzy (nie tylko fizycznej) mogą pokusić się o wizytę w muzeum nauki i techniki, mieszczącym się w jednym z tych cudów XXI wieku. My jednak skorzystajmy teraz z uciech ciała.
W Mercado Central
Po takim spacerze można porządnie zgłodnieć. Dlatego warto wrócić do centrum i udać się na jedną z największych w Hiszpanii halę targową – Mercado Central. Budynek również zachwyci nas architekturą: połączeniem kolorowego szkła, metalu i betonu, jednak nie po to tu przyszliśmy. Skorzystajmy z okazji i kupmy świeże owoce morza, wybierajmy z pośród parunastu gatunków krewetek, kalmarów i ośmiornic. Możemy skosztować owoców i warzyw sprowadzanych z całej Ameryki Południowej lub lokalnych grzybów. Nie opierajmy się pokusie i zjedzmy trochę kruchej szynki jamon serrano i tutejszego sera. Z pełnymi siatkami możemy udać się do jednej z knajpek otaczających market, wręczyć nasze zakupy w ręce doświadczonego kucharza i czekać na pyszności, które niedługo znajdą się na naszym stole.
Nie możemy również odpuścić sobie paelli, bo przecież stąd właśnie pochodzi to najsłynniejsze hiszpańskie danie. Ucztę warto zakończyć szklaneczką zimnej Horchaty. Napój, uzyskiwany z prażonych owoców tzw. „migdała podziemnego”, jest słodki, sycący i idealnie gaszący pragnienie w gorące popołudnia, stąd jego ogromna popularność w słonecznej Walencji.
Moc atrakcji
Po posiłku odpocznijmy, grzejąc się na plaży lub odwiedzając kolorową dzielnicę rybacką. Możemy zapoznać się z legendami związanymi z licznymi zamkami, pałacami lub ich ruinami, znajdującymi się w okolicy. Na fanów przyrody czekają parki narodowe, w szczególności Albufera, oferująca romantyczną podróż łódką po jeziorze otoczonym polami ryżowymi.
Warto też odwiedzić muzea (na przykład Muzeum Ceramiki mieszczące się w pałacu ozdobionym rzeźbami przedstawiającymi wizje obłąkanego artysty), zajrzeć na zabytkowy dworzec kolejowy Xativa, czy na arenę do corridy. Warto, ale nic nie może się równać z doświadczeniem, którym jest któreś z licznie odbywających się tu świąt. Można wybierać spośród takich szaleństw, jak obrzucanie się pomidorami, bitwą kwiatów, święceniem zwierząt domowych czy wreszcie niezwykłym festiwalem ogniaFallas.
Nie ważne, czy przekonują Cię wiekowe zabytki, imponujące kościoły, nowoczesna architektura, zachwycające lokalne przysmaki, czy po prostu kochasz dobrą zabawę – pakuj się i przybywaj do Walencji!
Autor: Katarzyna Krawczyńska