
Cicha woda
Jeszcze wczoraj zarzekałam się, że za żadne skarby w to nie wejdę. A teraz, uśmiechając się w duchu, powoli ześlizgiwałam się w stronę Gangesu. Łódka sunęła bezszelestnie, delikatne muskając wodę. Zapadał zmrok. Na brzegach Gangesu, świętej rzeki hinduistów, kłębiły się tłumy.
Niektórzy przyszli po prostu się umyć. Jedni – w samej bieliźnie, inni zaś odziani w przewiewne chusty. Dzieci skakały na główkę do wody, te mniejsze – były czule szorowane przez matki, siostry i babki. Trochę dalej kozy leniwie przyglądały się krowom, które moczyły kopyta i ogony. Na ghatach, schodach wiodących do rzeki, nastolatki gdzieniegdzie grały w krykieta bądź wyzywały się na pojedynki małych latawców, które wirując nad wodą dodawały uroku i lekkości scenerii.
Rzeka śpiewała tajemnicze pieśni, podchwytywane przez odzianych w odświętne szaty hindusów w łodziach,. Każdy z nich trzymał na kolanach ofiarę, małą liściastą miseczkę, w której znajdował się kwiecisty okrąg oraz świeczka. Inni jeszcze wygrywali na bębnach, dzwonach i dzwoneczkach, a nawet wyklaskiwali indyjskie rytmy. Mieszały się pieśni jednej i drugiej świątyni… Było głośno… A zarazem tak bardzo cicho… Tak cicho.
Wiatr przywiewał zapach tysiąca kadzideł i rzecznych przygód… I palonych ludzkich ciał.
Nie… Nie był to przykry zapach, ale ciężki, imponujący, dostojny.
W wielkiej ciszy przypatrywałam się jak zapalany jest kolejny stos przez niedotykalnego (tylko osoby z najniższej kasty pracują przy tych ?rzecznych krematoriach?), jak unosi się wysoko płomień i jak ulatuje dym…
Dalej płynęły w łodziach owinięte w białe szaty kolejne zwłoki… Te nie były palone tylko wrzucane prosto do rzeki. Cichy chlup… I cisza. Sądząc po rozmiarze zwłok, była to zapewne kobieta w ciąży. Tylko nieliczni są wrzucani bez uprzedniego spalenia, najczęściej są to kobiety w ciąży, dzieci oraz ukąszeni przez kobrę.
Poczułam się jak kruchy obserwator zakazanego momentu… Wokół gwar, dźwięki dzwonków, pluskanie dzieci, wycie krów, jazgot psów i skrzypiące, palące się drewno… I ten cichy chlup.
Wydawało się, że rzeka otwiera się nocą na inny świat, a jej dno rozchyla drzwi zaświatów, połykając ludzkie ciała… Te spalone i te nie spalone, dobre i złe, stare i młode. Bez różnicy.
Woda wydała mi się wtedy tajemnicza, silna, dostojna, groźna i łagodna, i jakby zamieszkana.
(…)
Indie to też duchowość i magia, cisza wśród ryku ulic, zapach kadzidła i słodkiego arbuza, rozgrzany asfalt, kurz w oczach i powaga jednego pięknego momentu…
(…)
I to nie wszystko.
Obudziwszy się następnego dnia, pobiegłam na brzeg rzeki. Towarzyszył mi śpiew indyjskich muzułmanów, nawołując do modlitwy. . Słońce jeszcze się nie pokazało. Ledwie minęła piąta rano, a na brzegach już pojawili się pierwsi przybysze, głównie w zamiarze wykonania porannej toalety.
Dla hindusów święta rzeka Ganges jest ucieleśnieniem bogini Gangi, która przynosi zbawienie i oczyszczenie karmy z grzechów i przewinień. W tym też celu wielu pielgrzymuje nad Ganges tudzież do świętych miast, przez które przepływa.
Słońce wstawało. Boman nucił pieśni o Gangesie, Paz medytowała na dziobie łodzi.
I to był właśnie ten moment. „Tak! Teraz! Teraz jestem gotowa”
Dziękuję Pani Ganga za ten magiczny moment oczyszczenia.
Tekst i zdjęcia: Marynia Pawlak