Blues w podróży Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Blues w podróży

Mówią o nim: ostatni. Czy też: jeden z ostatnich. Nie, nie Mohikanin, choć równie niezwykły. Mississippi Delta bluesman. Czyli kto…? Ktoś, kto nie tylko czuje bluesa, kto gra bluesa i śpiewa bluesa. To ktoś, kto jest bluesem we własnej osobie. Poznajcie pana: Leo „Bud” Welch, bluesman z Mississippi.

Obecnie ma 83 lata. Pali jak smok. Nie mówi, a bełkocze – nie ze starości, ale z charakteru. Przekrony i mrukliwy, wydaje się być zmęczony życiem. Nic dziwnego, swoje już przeżył. Niejedno widział.

Metamorfoza następuje w momencie, gdy w jego ręce trafia gitara, a on zaczyna grać bluesa. Słodki Jezu, co się wtedy dzieje! Muzyczne czary. Charyzma, TEN głos, TE dźwięki. Doskonały, wybitny blues, którego nie brakuje obecnie na świecie, ale który ciągle mieszany jest z obcymi wpływami. Tu jest blues rdzenny, jedyny prawdziwy, zgrzytliwy i hałaśliwy dla ucha.

Leo „Bud” Welch zaczął grać w wieku 13 lat. Tak, wielu zaczynało właśnie wtedy. Tylko że Leo swoją debiutancką płytę wydał niedawno. W wieku 83 lat. Długo do tego dojrzewał, a może raczej… nigdy nie poddawał się w dążeniu do realizacji marzeń. Krążek nosi tytuł I Don’t Prefer No Blues.

Jeżeli wydaje się komuś, że Leo jedynie (?!) gra, śpiewa i koncertuje, to się myli. On ma misję: chce przekazać swoją muzykę, swoją generację potomnym. I dlatego odwiedza szkoły. Z jednej z nich, w Arkansas, zrobiono inspirujący materiał:

Leo cały czas działa i w sumie nie w głowie mu odpoczywanie albo nadmierne starzenie się. Może blues daje mu końskie zdrowie? Niech da wszystko, by nie milknął ani na chwilę.

Autor: Danuta Awolusi