
Bar na skale | Zanzibar
Tak już nas natura stworzyła, że samo światło i powietrze nie wystarczą, by żyć. Trzeba również jeść. A że człowiek to stworzenie bardzo kreatywne i przekuwające codzienność w celebrację, uczynił z jedzenia kawał sztuki. To sposób na biznes, można pomyśleć. A jednak – restauracja restauracji nierówna. Istnieją takie, w których spożywanie posiłku staje się elementem składowym wielkiej uczty zmysłów. Syci się i duch, i ciało
Nie mówię tu tylko o doskonałym jedzeniu, bo ono stanowi temat odrębny i tak szeroki, że żal poświęcać mu jedynie kilka zdań. Restauracja, knajpa, jadłodajnia, stołówka – wiele słów na określenie jednego miejsca. Tam dają jeść. I nie tylko.
Knajpa to też ludzie, obsługa, klimat miejsca. Wystrój wnętrza, który może zatrzymać albo wystraszyć gościa. Restauracja to przystań, zwłaszcza dla podróżnika, zmęczonego drogą, strudzonego zwiedzaniem i podziwianiem cudów świata.
Knajpa, co na Oceanie skałą stoi
Jest takie miejsce, daleko stąd. Na Zanzibarze. Knajpa na skale – The Rock.
Hm, już sam Zanzibar robi wrażenie, a zwłaszcza na Polaku, który na początku marca z rozpaczą łaknie wiosny. Chciałby z wielką rozkoszą chociażby napić się kawy w The Rock, przecudnej knajpce usytuowanej w rajskim otoczeniu. Skalna przystań odwiedzana przez turystów i podróżników z całego świata, wzbudza uśmiech. Jedzenie, jak chociażby carpaccio z ryby w mleku kokosowym lub lody cynamonowe to jedno. Ale sam urok miejsca i radość ludzi to drugie.
Kasia, która odwiedziła The Rock całkiem niedawno, pisze:
Miejsce, jedzenie, obsługa – wszystko wspaniałe, jadłam fish king, lody cynamonowe, polecam, czasem przy przypływie trzeba skorzystać z łódki, po lub przed posiłkiem można się wykąpać (woda jest GORĄCA)[1].
Obsługa restauracji wydaje się być równie pogodna, jak samo miejsce. Może to sprawka klimatu, być może charakter pracy, albo po prostu możliwość stałego kontaktu z zadowolonymi ludźmi.
Co w zanzibarskim menu?
Kiedy już człowiek się zdecyduje, czy popływać przed posiłkiem, czy tuż po, można zajrzeć do menu. Robi wrażenie, głównie tym, że choć imponuje smakami, jest proste. Nieprzekombinowane. Owoce morza, a jakże, to specjalność The Rock. Krewetki królewskie marynowane w czosnku, podawane ze blanszowanym szpinakiem, doprawione delikatnie. Albo sałatka z ziemniaków, serwowana z orzechami nerkowca i oliwą. To ledwie przystawki. SPECJALNOŚCIĄ jest oczywiście boski homar.
The Rock, czyli skała
Restauracja mieści się na skale. Kiedyś działał tam rybak, teraz jadają ludzie, który, udaje się dostać do tej krainy, jak ze snu. Ale najlepsza jest notatka na stronie zostawiona dla potencjalnych gości:
Goście mogą przybyć do restauracji piechotą, korzystając z odpływu, lub skorzystać z łodzi w trakcie odpływu.
Otóż to. Taka właśnie zagwozdka, czy spędzić romantyczne chwile pod afrykańskim niebem (to też w sumie cytat) idąc piechotą, czy też podpłynąć sobie łódeczką?
Po nitce do kłębka – skała, na której stawia się fundament
Napisałam do The Rock. Poszedł mail z Polski na Zanzibar, prześlizgnął się po złączach i wpadł do skrzynki Nigela Firmana, właściciela nie tylko knajpki na Oceanie Indyjskim, ale również hotelu z pięknymi widokami na świat.
Nigel to człowiek uprzejmy. I pogodny. Chce pomóc, udzielić informacji. Do tego jest także zaangażowany. Założył fundację, której szczytnym celem była budowa szkoły podstawowej dla dzieci na Zanzibarze. Od 2005 roku angażuje się w życie lokalnej społeczności, żeby było lepiej. Inaczej. Kichanga Foundation ma misję. Za zwyczajną, rajską knajpką kryją się ludzie, którzy mają pasję i chęć wykraczające daleko poza serwowanie jedzenia i nocowania gości. To wartość trudna do przecenienia, bo można nie wiedzieć u cudnej knajpce z krańca świata, ale o fundacji już tak.
Zanzibar
Życie na Zanzibarze toczy się swoim trybem. Turyści to turyści, przybywają na krótko, za chwilę ich nie ma. To oni stanowią główne źródło zarobku dla mieszkańców, bo co więcej można robić na cudnej wyspie, która została stworzona po to, aby nazywać ją rajem na ziemi. Raj ma jednak swoje problemy, tego nie widać. Jak wszędzie, w oczy zagląda bieda. Właśnie po to powstała fundacja, żeby ową biedę przeganiać, a pieniądze ładować w przyszłość, czyli w dzieci.
To jednak nie zmienia mentalności ludzi. Ci potrafią sobie poradzić i znaleźć powód do radości. Nie jest nim tylko słońce i ciepły ocean, dostarczający smakołyków do restauracji. To po prostu proza życia. Na dalekim Zanzibarze.
Jeżeli więc ktoś tam zawita, niech odwiedzi Nigela i jego The Rock. I niech da nam znać, koniecznie, jak mu smakowała jego kuchnia.
Wszystkie zdjęcia opublikowane za zgodą ich autora.