Alpy na czterech łapach Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Alpy na czterech łapach

10 dni, 6 państw, 4300 kilometrów, dwóch fotografów i pies. Taki jest bilans wyprawy w Alpy, na którą wyruszyliśmy w drugiej połowie lipca.

Choć mówiliśmy sobie ?jedziemy!? niemalże dwa lata, wyjazd i tak można opisać jako dość spontaniczny (zajrzyjcie na profil Grzegorza Bukalskiego, który uczestniczył w tej wyprawie).  Na spakowanie się miałam dobę, tyle dzieliło przylot z pleneru w Norwegii od wyjazdu w Alpy. Kiedy w dniu rozpoczęcia wyprawy pytano nas, gdzie jedziemy, nie umieliśmy odpowiedzieć. ?Gdzieś na Słowenię, zobaczymy?. Planem podróży była mapa z pozaznaczanymi  miejscami, w których chcieliśmy fotografować, hotelem ? Opel Corsa w absurdalnie niebieskim kolorze lub namiot rozbity gdzieś w „krzaczorach”.

Wyjechaliśmy z mojej rodzinnej wsi ? Inwałdu i kierowaliśmy się przez Wiedeń na Słowenię, gdzie mieliśmy spotkać się z właścicielką Meyny, psa rasy border collie, na sesję zdjęciową. Po drodze zastanawialiśmy się, gdzie się umówić i ostatecznie wybraliśmy malowniczy wodospad Kozjak. Stamtąd pojechaliśmy nad Lago di Garda, fotografować miasteczko Limone sul Garda i włóczyć się po górskich drogach. Jedną z nich udało mi się nawet zablokować tak, że kilka aut musiało cofać, żebym mogła przejechać. Włosi będą mieli co wspominać.

Następnym celem naszej podróży był Giau Pass, do którego dotarliśmy drogą przez środek Dolomitów, a następnie Lago Antorno, z którego wyłaniają się szczyty Tre Cime. Chcieliśmy również zobaczyć je z bliska, ale odstraszyły nas tłumy turystów ? niestety, przyjechaliśmy o złej porze. Jest to najliczniej uczęszczany szlak w Dolomitach. Takie miejsca najlepiej odwiedzać o wschodzie lub zachodzie słońca, a tego dnia na zachód zaplanowaliśmy podejsć pod Malga Glatch, co było moim największym marzeniem, od kiedy zobaczyłam to miejsce na fotografiach. Kadry, które będę chciała wykonać, miałam w głowie już od miesięcy. Ostatecznie nie wszystkie wyglądają tak, jakbym sobie tego życzyła, bo nie wzięłam stópki do statywu, więc jego rolę musiały pełnić kamienie, ewentualnie garnek.

Malga Glatch chcieliśmy zobaczyć również od drugiej strony, żeby złapać ładne światło o wschodzie słońca. Okazało się jednak, że znalezienie górskiego masywu w środku bezksieżycowej nocy nie jest wcale takie proste. Ostatecznie postanowiliśmy odpuścić i położyć się spać gdziekolwiek. Obudziłam się widząc najpiękniejszy widok świata ? psa zwiniętego na fotelu w kłębek, a za szybą szczyty Dolomitów. Ale w sumie do tej pory nie wiem, czy to te, które chcieliśmy zobaczyć.

Kolejnym etapem podróży była przełęcz Stelvio, wdrapaliśmy się samochodem na ponad 2700 m n.p.m i jeszcze trochę wyżej na nogach, żeby mieć lepszy widok na serpentyny. Na górze były 4 stopnie i sypał śnieg, więc po sesji zdjęciowej postanowiliśmy pojechać zagrzać się… nad morze. Tam spędziliśmy dobę, włócząc się po Portofino i Genui, po czym stwierdziliśmy, że czas powrócić do chłodu i zobaczyć, jak mawiają, najpiękniejszą górę świata ? Matterhorn. Warunki dopisały, wiec mogliśmy oglądać Górę Gór i inne czterotysięczniki w pięknym świetle. Był to najdalej wysunięty punkt naszej wyprawy, po którego zdobyciu zaczęliśmy powoli wracać, przejeżdżając jeszcze przez Furkapass, stolicę Lichtensteinu, Lago di Braies i, po raz drugi, Giau Pass, bo urzekło nas swoją kameralnością. Stamtąd udaliśmy się w drogę do domu, mijając po drodze milion małych miasteczek, bo GPS wybrał dla nas dość szaloną trasę powrotną.

Gdy mówiłam ludziom o moich planach pytali ?Czemu jedziesz z psem?? no co odpowiadałam: ?A po co bez psa?!?. Moja golden retrieverka Luna pojechała z nami, żeby urozmaicić krajobraz, stając się modelką. Bo co fotograf psów miałby fotografować w górach, jeśli zostawiłby swojego czworonoga w domu? Jako że Luna ma już 8 lat (na wystawach psy powyżej 8 lat zaliczane są już do klasy weteranów, niby nic, a daje do myślenia), wyprawa została zaplanowana tak, żeby nie nadwyrężać jej stawów. Miałam spore obawy biorąc ją na tak długą wyprawę, bałam się, że nie będzie umiała spać w aucie lub namiocie. Okazało sie jednak, że jest psem idealnym w podróży, potrafi zasnąć w każdych warunkach, a wielogodzinne podróże samochodem nie są jej straszne. Już dzień po powrocie szukała okazji, żeby władować się do samochodu chociaż na krótką przejażdżkę.

Może się wydawać, że podróżowanie z psem stwarza wiele ograniczeń, ale odczułam to tylko raz ? gdy byliśmy bardzo głodni, a w restauracji z czworonogiem można było przebywać tylko na zewnątrz, a tam wszystkie miejsca były zajęte.

Na szczęście całe Alpy są otwarte na psich wędrowców.

Alpy na czterech łapach Biuro podróży Goforworld by Kuźniar

Iza Łysoń

Dziewiętnastoletnia miłośniczka psów i fanatyk neurobiologii. Od poniedziałku do piątku studiuje neurobiologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, weekendami, wraz ze swoim czworonogiem – Luną odpoczywa w małej wsi położonej na południu Polski. W wolnym czasie podziwia świat zza okna pociągu lub przez wizjer aparatu. Znajdziecie ją na fanpejdżu Iza Łysoń Arts.