
Afrykański sen
Z Afryką w kinie trzeba się zmierzyć. Widoki jak ze snu, które od dzieciństwa kształtują nasze wyobrażenie o kontynencie. Lepianki, Masajowie, sawanna, dzikość zerkająca z każdego miejsca. To właśnie po to wielu podróżników wyrusza do Kenii, Rwandy, czy Namibii. Zobaczyli obraz i zapragnęli znaleźć się tam naprawdę!
Nie lubię określenia „kultowy”, bo właściwie nie wiadomo, co tak do końca ono oznacza. „Pożegnanie z Afryką” z 1985 roku to właśnie przykład kina, które takim mianem można określić.
Nairobi, dzika Afryka, rdzenni mieszkańcy. Pejzaże, które zapierają dech w piersiach. To właśnie „Pożegnanie z Afryką” sprawiło, że świat oszalał na punkcie Afryki. I ukształtował jej wizję w niejednej głowie.
W Polsce nie mniejsze zamieszanie zrobiła ekranizacja „W pustyni i w puszczy”. Henryk Sienkiewicz to jeden z tych twórców, którzy bardzo silnie ukształtowali wizję Afryki i Afrykańczyków w wyobraźni Polaków… Film stał się doskonałym dopełnieniem. Do dzisiaj niejeden Polak myśląc: „Afryka”, widzi „W pustyni i w puszczy”.
Obrazów Afryki w kinematografii można znaleźć tysiące. Każdy emanuje widokiem dzikości, zupełnie odmiennej kultury. O wiele ciężej znaleźć filmy kręcone w dużych miastach-metropoliach, bo to nie fascynuje tak bardzo, jak koloryt plemion.
Może właśnie dlatego inaczej odbieram obraz „Hotel Ruanda” z 2004 roku. Dramatyczna historia o masowym mordzie, jaki się tam rozegrał, wstrząsa. Jednak patrząc na plenery, czuję ulgę. Afryka to nie zawsze lepianki. To także miasta, to ludzie, to społeczeństwo.